Piszę sobie bloga. Zdarza się, nawet dość często, ludzie piszą blogi. Jak już piszę i publikuję, to po to, żeby być czytanym, to chyba zrozumiałe – jak ktoś nie chce być czytany, to nie publikuje. A zdaje mi się, że mam coś do powiedzenia ciekawego. Może nie tyle, co Julian Assange, ale zawsze. I jest okazja, żeby być częściej czytanym, konkurs onetowski na blog roku. Myślę sobie – spróbuję. Jeden szkopuł. Pierwszy etap, gdzie odpada gruba większość blogów, a zostaje bodajże po dziesięć w każdej kategorii, to głosowanie smsowe. Czyli nie chodzi o najlepszy blog, tylko o to, jak bardzo autor bloga będzie zapieprzał, żeby się rozreklamować i ilu ma znajomych. Oczywiście z dużym prawdopodobieństwem autorzy najciekawszych blogów nie są jednocześnie tymi, którzy mają najwięcej kumpli, kumpelek, największą rodzinę i najwięcej ochoty, żeby agitować. Jest to de facto promocja Onetu, my – blogerzy jesteśmy tu mięsem armatnim. Mamy nagonić ranking.
A jak przebiega taka agitacja? W moim wypadku właściwie nie było, napisałem na Facebooku, że jest głosowanie i jak ktoś lubi mój blog, to może zaesemesować. Trochę mi głupio było, ale wytrzymałem. Już przy poprzednim konkursie na blogi literackie trochę się zaangażowałem i też jakoś mi było nieswojo. Więc staram się trzymać umiar, nie będę zasuwał gdzie się da i namawiał, a przede wszystkim nie będę z siebie robił idioty. Co innego się trochę wypromować, a co innego uprawiać kampanię wyborczą.
Wczoraj zauważyłem na stronie tego konkursu, że pierwsza weryfikacja głosów kończy się o 00:00. No i wkleiłem na FB, że można głosować. Dziękuję wszystkim, którzy zagłosowali. Dziś rano zaglądam na stronę konkursu blog roku i co widzę:
„Tradycją Bloga roku stało się już, że blogerzy zachęcaja do głosowania na ich blog umieszczając na nim specjalnie przygotowane grafiki. Mężczyzna w sukni ślubnej, urocze zwierzątko, goła pupa. Zdjęcie zabawne, absurdalne, szokujące… Blogerzy, biorący udział w konkursie Blog Roku 2009, próbowali w najrozmaitszy sposób zachęcić do głosowania na siebie. Niektórym nietypowy sposób agitacji przyniósł efekty i zakwalifikowali się do II etapu konkursu.”
Ja przepraszam, ja debila z siebie nie będę robił, nawet za pieniądze lub sławę. Zasłynąć z bycia mądrym jest trudniej i mniej „zarąbiście” niż zasłynąć z bycia palantem, ale nie muszę być sławny. Jeśli biorę udział w takim konkursie to w zupełnie innym celu i chyba wystartowałem w nie swojej konkurencji. Onet promuje swój konkurs zagrywkami, które należałoby zatytułować „idioci czytający wybierają idiotów piszących”. No i mam dylemat, poczułem się jakiś… inny.
Otwieram rano pocztę mailową, a tu spływa mi masowa korespondencja od bardziej i mniej znajomych, którzy blogują. „Zagłosuj na mnie”. Już nie chodzi o to, że żaden z tych blogów mnie nie zainteresował, zwykle to taka pisanina o niczym. Ale żeby aż rozsyłać spam do całej listy adresowej? Onet pokazał marchewkę i zrobiło się tornado.
W zeszłym roku na Pomorzu był inny, podobny plebiscyt, przy pomocy smsów wybierano „najlepszego artystę”. Wysłałem wtedy jeden głos na znajomego, który rozesłał prośby o głosowanie na niego. Najpierw przejrzałem pozostałe kandydatury i stwierdziłem, że z niewielkimi wątpliwościami, ale jednak mogę uczciwie i z jakimś przekonaniem temu znajomemu pomóc. Chociaż już wtedy pomyślałem, że wynik plebiscytu nijak się ma do uprawianej sztuki, przekłada się wyłącznie na liczbę znajomych na FB i promuje nie tyle artystów, co celebrytów. Rzeczywiście, wynik był taki, że po samej liczbie sądząc – 3/4 głosujących nigdy nie miało osobistego kontaktu ze sztuką artysty, który wygrał, ale w eter poszło, że on jest najwybitniejszy. Postanowiłem sobie wtedy, że jeśli kiedyś ja znajdę się w kolejnej edycji tego plebiscytu, to wręcz poproszę znajomych, żeby na mnie nie głosowali. Nie chcę być celebrytą, chcę być czytany (wiersze), chcę ciekawej dyskusji (blog), chcę razem z innymi wydawać książki (stowarzyszenie). Pomyślałem, że konkurs na blog roku może mi w tym pomóc. Teraz mam coraz więcej wątpliwości na temat wszystkich takich plebiscytów. Nie chodzi już o mnie i o Drapanie ciszy. Chodzi mi o całą ideę takich spędów i o to, kto właściwie na nich korzysta.
Zobaczę jak to się rozwija i możliwe, że po prostu się wycofam. A już na pewno nie będę codziennie robił zamętu na FB, nie będę wysyłał spamu do całej listy adresowej, nie będę dzwonił i latał po kolegach. I nie pokażę gołej dupy ani husky do przytulania przez monitor. To chyba nie mam szans, co?
Edycja, 18 stycznia: zdjąłem info o udziale w konkursie. Jak widzę, co robią ludzie, żeby wygrać, to ja nie chcę być z tym identyfikowany.