Blues for Greeny

Tak wracając jeszcze do Gary Moora. Bo się będzie wracać.

Bodajże w połowie lat 70. Peter Green w ciężkiej depresji, nafaszerowany psychotropami oddał Garryemu Mooreowi swoją gitarę, Gibson Les Paul. Moore przyjął i grał na niej paręnaście lat, po czym Greenowi oddał. Green promował nieco młodszego (chociaż na przełomie lat 60. i 70. parę lat różnicy to było całe pokolenie) kolegę, a Moore wielbił tego starszego. Był w jakimś sensie jego uczniem i z dużym współczuciem obserwował, jak Green popadał w narkomanię i chorobę psychiczną. Odwdzięczył mu się jak umiał – płytą „Blues for Greeny” wypełnioną kompozycjami wiadomo kogo.
Cóż, uczeń mistrza nie przerósł. Płyta brzmi tak, jakby chciał wytłumaczyć, o co chodziło Greenowi. Dorabia nowe zwrotki, zagęszcza, podkreśla, przeładowuje dźwiękami (wbrew własnej, całkiem mądrej filozofii oszczędności środków w bluesie). Pamiętajmy, że Moore to klasa sama w sobie i na moją krytykę trzeba brać pewną poprawkę. Że był słabszy od arcymistrza, nie znaczy, że w ogóle był kiepski. Tu jednak jak nigdzie indziej widać/słychać właśnie tę różnicę klas, dla której Moore nigdy nie znajdzie się w czołówce moich upodobań. Słucha się tych coverów podobnie, jak czyta się opracowania dla maturzystów z przypisami na marginesach i wytłuszczonymi najważniejszymi fragmentami. Solidne opracowanie. Naprawdę solidne. Naprawdę fachowe. I solidne 🙁
Poniżej Gary Moore z 1995 a dalej wzorzec z płyty Original Fleetwood Mac – 1971, ale kawałek nagrano wcześniej, to jest składanka niewydanych. Nie znalazłem wersji z wokalem (ale mam na płycie), jest za to miarodajny klimat i gitara.


3 myśli na “Blues for Greeny”

  1. uwaga – komentuję Cię 😀
    btw Gary Moore i Peter Green – wiem o nich dzięki mojemu ojcu, fajna młodość muzyczna mi zafundował 🙂

Komentarze zostały wyłączone.