Z najniższej Pułki

Myślałem, że limit paszkwilantów został wyczerpany. W normalnym świecie jest miejsce na wszystko, między innymi na błaznów, ośmieszaczy, chorobliwych krytykantów, malkontentów. Taka jest budowa stada, taka jest jedna z funkcji do przejęcia. Jest popyt – jest podaż. Chodzi tylko o proporcje. O ile, jeśli zjawisko jest rzadkie, może być interesujące, o tyle, jeśli nisza się zapełni – może stać się męczące, a jeśli przepełni – prowadzi do mdłości. Myślałem, że obecność Siwmira, Macierzyńskiego i Trojanowskiego wystarczy. Aż tu nagle pojawiają się „felietony” Tomasza Pułki z cyklu „jebanie wiersza”.

Jeśli ktoś nie wie o co chodzi: jest szereg autorów recenzji i komentarzy, których założenie jest dość proste – przyglądać się zjawisku, książce, osobie, wydarzeniu tak długo, aż będzie się do czego przypieprzyć. Jak nie ma do czego, to trzeba trochę „dociągnąć” fakty, coś tam przemilczeć, wyolbrzymić, byle zgnoić. Nie chodzi bynajmniej o krytykę, tylko właśnie o gnojenie. W ten sposób owi autorzy pozują też na posiadaczy jakiejś gnozy, ludzi spoza „układu”, walących wprost „prawdę” i prześladowanych za to, gardzących głównym obiegiem, niszowych, itd, itd.

Moda na hipsterów jest zrozumiała. Niszowość jest pewnego rodzaju powodem do dumy, chociaż obnoszenie się z niszowością jest już przegięciem, zaprzeczeniem idei. Paszkwilanci zdają się promować taką tezę: „Jeśli ktoś mówi niepopularną prawdę, to staje się nielubiany, ergo – jeśli jestem nielubiany, to znaczy, że mówię prawdę.” Jest w tym rozumowaniu oczywisty błąd, a nawet kilka. Jeśli ktoś mówi kłamstwa i do tego wredne, to też bywa nielubiany. Mało tego. Niepopularność w jednych grupach jest potężnym wytrychem do popularności w innych. To także jest cel, jaki realizują przeróżni outsiderzy, „odrzuceni”, za „mówienie prawdy” itd. Frustraci czują bratnią duszę, a najhałaśliwszą z owych dusz adoptują na lidera. Krótko mówiąc pozerstwo.

Tak naprawdę nie chodzi o żadną przeciwwagę dla oficjalnych nurtów krytyki i publicystyki. Chodzi o zwykłe odreagowanie żalów, frustracji, pretensji, czasem kompleksów (być może wlokących się za pamflecistą od niemowlęctwa), a może po prostu o ujście bezzasadnej agresji wynikającej z rozchwianej równowagi hormonalnej. Ktoś komuś „najebał”, to są igrzyska i to nie w rodzaju walki bokserskiej, ale w typie nawalanek pod stadionami. Są zabawne tylko dla „jebiącego” i jego fanów, zwykle mało rozgarniętych ludzi. Inwektywy pod adresem Różewicza (cyt. „Mały Tadzio,  (…)  dupcy niemiłosiernie o swoich podpartych spróchniałą laską relacjach z tymi lirykami, majaczy o jakimś wysranym przez siebie obrazku (…) jak niedymana studentka pierwszego roku polonistyki analizuje jego prowincjonalizm (…) Na szczęście po glutach Różewicza są…” itd. ) to tylko przykład, felietony Pułki kipią takimi mądrościami. Ten język nie mieści się nawet w kategoriach paszkwilu, to obelgi w czystej postaci, zwykłe, chamskie zwyzywanie.

I drobiazg na koniec – kwestia obyczajów, które są jednym z budulców kultury, czasów. Dożyliśmy chyba jakiejś totalnej rozpierduchy, nasz czas jest zrobiony z niczego, niemal – nie ma go. Zależności i złożoności topnieją, są redukowane, symbole kurczą się do tzw. ikon, relacje tracą wagę.

„Jebanie wiersza” mogło się niegdyś pojawiać w drugim obiegu, mogło być nawet tu i ówdzie dość popularne, ale każdy wiedział gdzie kończy się właściwe miejsce. Tego rodzaju dyskusje przechodziły do anegdoty, powtarzano, że ten powiedział temu o tym w taki a taki sposób i smaczki rosły. Teraz rośnie niesmak – w publicznych mediach, na oficjalnych stronach internetowych każdy wylewa co może na kogo może i ta nachalność, nieumiarkowanie są właśnie źródłem niesmaku. Oprócz poirytowania nie wnoszą nic, nie budują nowych zależności, uśredniają, spłycają, dowodzą, że wszystko wolno, a to oznacza, że rzeczy stają się lekkie, nijakie i w końcu – przestają być w ogóle.

Jest też coś takiego jak dobre obyczaje. Ja wiem, że żyjemy w czasach, kiedy nikt nic nie musi, możemy się ubierać jak chcemy, wyrażać jak chcemy, czesać jak chcemy i w ogóle jest „wolność”, ale są jakieś granice. Zrobienie kupy w restauracji na stolik może się niektórym wydawać zabawnym happeningiem, ale ja do tych „niektórych” nie należę. Formy dyskusji o życiu literackim uprawiane przez wspomniane osoby to jakaś pomyłka. Poszerzone granice to jeszcze nie jest brak granic. Póki to żyje na marginesie, mieści się w granicach tolerancji, zwykłego zjawiska na obrzeżu życia. Gorzej, jak przekracza swoje miejsce na marginesie i pcha się w sferę tzw. normy.

Chyba teraz właśnie się już pcha.

6 myśli na “Z najniższej Pułki”

  1. Tak. Czyli w gronie literackim jest identycznie, jak w innych dziedzinach, zawodach, ugrupowaniach, stowarzyszeniach, zespolach…Wszedzie znajduja sie tacy, ktorych glownym celem jest „przywalenie” innym.
    Zgadzam sie z Toba. Tez mi sie zdaje, ze wynika to glownie z kompleksow, ogolnego niezadowolenia ze swojego zycia …i chyba …troche..z braku polotu.
    Z braku pomyslow na zmiane swojego przekitranego zycia.
    Jest to smutne i naprawde zal mi takich ludzi.
    Oczywiscie jest to bardzo wkurzajace…do czasu, kiedy nie przetlumaczymy sobie, ze ich zachowanie w stosunku do nas jest tylko oznaka ich slabosci.
    Tez uwazam, ze musza byc jakies granice „zlego zachowania”. Tylko dlatego, ze rozumiemy, z czego to zachowanie wynika, nie powinno byc usprawiedliwieniem dla zachowan krzywdzacych nas czy innych.
    Z drugiej strony…mysle, ze nie powinnismy tracic zbyt duzo energii na zwalczanie takich elementow.
    Nie chce stac sie taka, jak oni – zgorzkniala osoba, wytykajaca im ich bledy…
    W sztuce (kazdej) jest to dodatkowo jeszcze obrzydliwsze.
    Kazdy artysta ma dar tworzenia czegos indywidualnego, niepowtarzalnego…Nie musi byc wcale rozumiany, czy akceptowany przez innych.
    Nie znosze recenzji i krytyk…jakichkolwiek. I nigdy na tej podstawie nie wybieram ksiazki, ktora czytam, muzyki, ktorej slucham lub obrazu, ktory ma wisiec na mojej scianie.
    Ale – to jest oczywiscie tylko moj poglad i absolutnie nie zamierzam twierdzic, ze jest sluszny.

    1. dzięki
      ja lubię i recenzje, i krytykę. lubię wręcz jak ktoś błyskotliwie coś zjedzie. sam to czasem robię, czytam też chętnie, jeśli autor inteligentny i rozeznany. ale pospolite chamstwo, wulgarność i nieusprawiedliwiona agresja to po prostu przegięcie.

  2. Bardzo ciekawy tekst!
    Muszę przyznać, że niezmiernie zirytowały mnie odnośniki związane z twórczością Różewicza,gdy cenie jego dzieła ogromnym sentymentem i wzbudzają we mnie ogromne emocję.
    Niestety trzeba przyznać, że większość osób, które zajmują się bezpodstawną krytyką chcą odbić się na plecach zdolnych twórców, a nie mając innego pomysłu na wypromowanie się tworzą pseudo inteligentne teksty dla sfrustrowanych życiem odbiorców 🙂
    Społeczeństwo lubi chamstwo i prymitywnieje z dnia na dzień.
    Sztuka przez duże W i tak się obroni, a krytyka oszołomów jedynie umocni jej rangę niedostępnej dla każdego.

  3. Witam Pana.

    Jestem tu po raz pierwszy. Bardzo podobają mi się Pańskie słowa: „Niepopularność w jednych grupach jest potężnym wytrychem do popularności w innych. To także jest cel, jaki realizują przeróżni outsiderzy, „odrzuceni”, za „mówienie prawdy” itd. Frustraci czują bratnią duszę, a najhałaśliwszą z owych dusz adoptują na lidera. Krótko mówiąc pozerstwo.”

    Czy wolno mi będzie Pana zacytować kiedyś w swoim blogu?

    Pozdrawiam.

    http://www.sun-wu-kung.blog.onet.pl

    1. jasne 🙂
      sorry za wymóg rejestracji do komentowania, ale miałem zalew spamu. pewnie za jakiś czas to wyłączymy.

Komentarze zostały wyłączone.