Obok Rilkego

Na marginesie oficjalnej relacji z festiwalu Rilkego w Sopocie kilka wrażeń (tradycyjnie) subiektywnych. Świetnie zrobiono widowisko w teatrze. Godzinny spektakl złożony wyłącznie z recytacji wierszy mógłby być nudny, a nie był. Myślę, że pokazano jakąś formułę prezentacji i że tych formuł jest naprawdę wiele. Trafiła nam się nawet dyskusja na niedzielnym spotkaniu Doroty Ryst (takim jakby zamykającym festiwal, choć nie wpisanym w oficjalny program) o tym, jak powinny przebiegać spotkania z poezją. Wciąż jestem zdania, że różnie. To zależy od osobowości głównego aktora spotkania, od kubatury pomieszczenia, oświetlenia, ilości gości, ich wieku, zaangażowania, obecności lub nieobecności mikrofonów itd. Daleki byłbym od wszelkiej ortodoksji, ale zdarzało mi się bywać na równie interesujących spotkaniach, gdzie autor prawie nie czytał wierszy i na takich, gdzie poza wierszami nie było niczego więcej. Naturalnie widywałem także kompletnie nieudane, nudne i drętwe spotkania, także w obu powyższych formułach. Spotkania z prowadzącym i bez niego, z angażowaniem publiczności – i bez. W końcu, wracając do początku akapitu – spektakle na jednego, dwóch, pięciu aktorów, z muzyką i bez muzyki, no co kto chce – byle dobrze. Takie rzeczy przychodzą z doświadczeniem. Jedno jest pewne. Nie pogodzę się z opinią, że liczą się wyłącznie wiersze, a autor może wyglądać, czytać i prezentować się tak, że publiczność zemdli. Na spotkanie autorskie przychodzi się bardziej spotkać człowieka niż usłyszeć wiersze. Nawet, jeśli polega wyłącznie na czytaniu wierszy – i tak przychodzi się spotkać człowieka.

Drugie spostrzeżenie – turniej jednego wiersza. Serce roście widząc mnóstwo nowych twarzy, ludzi młodych i starych chcących pokazać światu swoje pisanie. Dobrze. Niektóre wiersze świetne, ja bym pewnie nagradzał inaczej, ale to już inna sprawa. Co mnie natomiast zmartwiło – na spotkaniach autorskich jurorów, na panelach dyskusyjnych z ich udziałem, w ogóle na wszystkich otwartych częściach festiwalu właściwie nie pojawiał się prawie nikt ze startujących. Jeśli kogoś poezja interesuje aż tak, że nie tylko pisze, ale nawet startuje w turnieju, to jakim cudem nie ma ochoty choćby popatrzeć kim są jurorzy (już nie mówiąc, że także inni poeci, nie tylko jurorzy), jaki mają gust i co cenią w poezji? A potem jeden z drugim krytykuje werdykty. Sam krytykowałem (i krytykuję czasem do dziś), ale mogę sobie na to pozwolić, bo czytam jurorów, czytam nagrodzone wiersze, startuję od lat, sam czasem jestem w jury, obserwuję, penetruję. Nie pojmuję postawy – znajdźcie mnie, nagradzajcie mnie, publikujcie mnie, chwalcie mnie i dajcie mi spokój z innymi sprawami. A potem pojawiają się w puli turniejowej teksty, od których uszy więdną i obrażeni samorodni geniusze, których poezja interesuje o tyle, o ile jest to ich poezja.

Równocześnie z festiwalem (sympatyczny zbieg okoliczności) pojawił się debiutancki tomik Ewy Poniznik, który bardzo mnie ciekawi i jest szansa, że dziś już będę miał okazję go poczytać. Mam spore nadzieje, zajawki jakie się pojawiały nastrajają zdecydowanie pozytywnie.

after w Młodym Byronie

2 myśli na “Obok Rilkego”

  1. Nie miałam okazji być na spotkaniu tego rodzaju. Myślę natomiast, że w tym wszystkim faktycznie chodzi bardziej o ludzi. Za wierszem zawsze kryje się człowiek – taki kuferek na tajemnice.

Komentarze zostały wyłączone.