Dlaczego ja, prawolewak, sprzeciwiam się PiS

Dlaczego ja, polski patriota, z punktu widzenia „rowerzystów i wegetarian” – konserwatysta (choć z punktu widzenia konserwatystów – lewak), nie popieram PiS? Ja, wychowany na paleotelewizji (którą PiS chce przywrócić), na romantycznej mitologii narodowej wymieszanej z cherlawym totalitaryzmem (to najkrótsze streszczenie programu PiS) – dlaczego nie umiem poprzeć tej partii? Dlaczego, pomimo że szereg ich postulatów jest wyrażanych w warstwie językowej podobnie, jak ja bym je wyraził? Niektóre ich założenia (założenia – a nie rozwiązania!) w gospodarce czy polityce zagranicznej przecież nie są wcale dalekie od moich przekonań. Jest jedna prosta odpowiedź: nic nie jest takim, jakim się wydaje. PiS serwuje zatrute jabłka, w których nie widać i nie czuć trucizny. Tak naprawdę jednak tej partii chodzi o coś zupełnie innego niż to, o czym mówi.

Od dawna jestem zwolennikiem silnego państwa świeckiego z wysoką świadomością obywatelską. Nie kwestionuję pojęcia narodu, ale też nie zamierzam wdawać się po żadnej ze stron w spór, czy „obywatelstwo” jest ważniejsze niż „narodowość”. Obywatelstwo i naród istnieją i będą istnieć, nie są w opozycji. Jestem natomiast przeciwny państwu ateistycznemu, podobnie jak państwu religijnemu. Państwo świeckie, to taki twór, który jest suwerenny politycznie i ideologicznie, a wolności i ograniczenia są podyktowane dobrem wspólnym, a nie interesem jednej grupy przeciwko drugiej. To twór, w którym ludzie zwracają się do duchownych z takim samym szacunkiem, jak do świeckich obywateli. To znaczy – mówią „panie kierowco”, „panie doktorze”, „panie księże”, ale nigdy – „proszę księdza” lub „ojcze”. Tu już widać co najmniej trzy punkty, których PiS nie jest w stanie zaakceptować: przyszłość, obywatelskość i świeckość. Uzasadnię:

1. PiS patrzy wstecz. Jedną z ich podstawowych motywacji jest szukanie zemsty. Człowiek, który się mści, żyje przeszłością. Postać mściciela, znana z literatury, filmów i analiz psychologicznych, jest uwięziona w przeszłości. Niekiedy jest w stanie zacząć normalnie żyć, ale dopiero po dokonaniu zemsty. Dopóki się nie zemści – jest uwięziony. PiS to więźniowie przeszłości. Być może chcą żyć normalnie, ale nie będą w stanie, dopóki się nie zemszczą. W obecnej sytuacji państwo polskie i jego rozwój jest zakładnikiem tej zemsty. Nic nie potwierdza tej tezy równie mocno, jak niedawna nagonka na Wałęsę.

Co do Wałęsy – jeszcze jeden fakt – PiS przekroczył pewną niezwykle ważną granicę. Wałęsę można i należy krytykować, ale to, co zrobiono, nie jest już atakiem na Wałęsę, tylko atakiem na Polskę – na elementy, które przeszły już dawno z życia do mitu, współtworzą kręgosłup świadomości narodowej, decydują o wizerunku za granicą. Sam Wałęsa już dawno przestał mieć „prawa autorskie” do samego siebie, jego prywatność jest czymś zupełnie innym niż „Wałęsa” jako pojęcie historyczno-kulturowe. PiS nie uderzył personalnie w Wałęsę, tylko w mit, dobro wspólne, własność narodu; naszym krajem rządzą ludzie, którzy nie odróżniają takich rzeczy. Albo – co gorsza – odróżniają i atakują świadomie, strach pomyśleć co nas czeka w tym drugim przypadku.

2. PiS wprowadza niektóre pomysły, które wyglądają z pozoru znakomicie. Np. pewne programy telewizyjne, takie jak Sonda. Mam jednak bardzo poważne wątpliwości, czy robią to w celu przywrócenia misji mediom publicznym. Pomijam już dyskusję o tym, czy media publiczne są zdolne do udźwignięcia misji i czy w ogóle istnieje coś takiego jak „misja” w mediach publicznych. Załóżmy, że to wszystko jest możliwe. Ja też chętnie zobaczyłbym znowu Sondę równie dobrą jak dawniej. Podejrzewam jednak, że to „nadawanie misji” nie wynika z autentycznej troski o Naród, a po prostu z sentymentu dla czasu, w którym wychowywali się ideolodzy PiS, ze zwykłej nostalgii, na którą próbują też złapać widzów. Dla nich PRL jest arkadią i próbują do niej wrócić. Chcą znowu, jak w czasach swojej sielskiej czy burzliwej młodości, zobaczyć Sondę i Misia z okienka. Poczuć się jak w domu, jak za komuny. Włączyć telewizor z gadającą głową i wierzyć we wszystko, co głowa powie.

Kryje się za tym coś naprawdę groźnego. Oni reaktywują nie tylko sentymentalne programy telewizyjne, oni w gruncie rzeczy próbują reaktywować PRL (wielu z nich być może nie rozumie żadnej innej rzeczywistości niż rzeczywistość PRL, to kompleks generacji, której tamten ustrój wyprał mózgi). Jest to partia krypto-totalitarna, coraz mniej się z tym kryjąca. Więcej, jest tu prawdopodobnie ukryty jeszcze inny, silniejszy kompleks, mianowicie kompleks Edypa. PRL jako ustrój jest znienawidzonym, wszechpotężnym ojcem wszystkich członków tej partii. Nie uporali się do dziś z tym wpływem. Nadal próbują jednocześnie zabić ojca, ale też upodobnić się do niego. Nie chcę mówić, kto w tej figurze (kompleksu Edypa) byłby dla PiSu matką, bo ktoś mógłby się poczuć urażony ideologicznie.

3. Rzecz najważniejsza i nie jest to bluźnierstwo, jak łatwo by można pomyśleć. To chłodna analiza, po wielu obserwacjach i przemyśleniach: PiS to nie jest ideologia walki o Polskę i polskość. PiS to grupa ludzi pracująca dla obcego państwa. I wcale nie chodzi o Rosję; przypuszczam, że działania osłabiające Polskę w relacji z Rosją nie wynikają ze świadomej współpracy różnych Macierewiczów ze służbami Federacji. Raczej z nieudolności i niskiej inteligencji politycznej. PiS pracuje dla silniejszego mocarstwa niż Rosja, mianowicie dla Watykanu. Ponieważ ich rozgrywka toczy się o powrót do hierarchii średniowiecznej, użyję tej terminologii: PiS stara się, żeby Polska była lennem Watykanu. Nie dlatego, że chcą źle dla Polski, ale dlatego, że ci ludzie wierzą w średniowieczny uniwersalizm. Dla nich wszystkie spory sprowadzają się do walki Boga z Szatanem. Tu nie ma miejsca na jakąś tam Polskę, w tej narracji nie ma azylu, tu jest się albo fragmentem armii boskiej, albo szatańskiej. A sztabem armii boskiej na Ziemi ma być katolicyzm. PiS to partia ludzi, którzy próbują z Polski zrobić coś w rodzaju „kawalerii katolicyzmu”, ich duma narodowa ogranicza się do tego, że świat katolicki podziwia swoje najlepsze oddziały, a te najlepsze oddziały to Polacy walczący o katolickość. O katolickość, a nie o Polskę. Polacy byli wielokrotnie w historii „najlepszymi oddziałami” cudzych armii i cudzych spraw (że wspomnimy choćby Świętą Ligę, kampanie napoleońskie i Bitwę o Anglię). Nigdy na tym dobrze nie wyszliśmy, zawsze nasz wielki sojusznik zostawiał nas z ręką w nocniku. I dokładnie tak samo skończymy, będąc „kawalerią katolicyzmu”. Watykan wydyma nas, tak jak wydymał nas Napoleon i Churchill, jak Amerykanie, którym robimy „łaskę”.

To klasyczny ciąg dalszy sporu o inwestyturę i nie widać końca tej przepychanki. Rzym nadal uważa, że każdy Cesarz jest co prawda władcą w swoim państwie, ale jednocześnie lennikiem Rzymu. PiS w tym sporze stoi po stronie Rzymu przeciw Cesarzowi. Krytykują od lat „serwilizm”, sami jednocześnie promując „wasalizm”. Z politycznego i społecznego punktu widzenia jest to oczywiście praca dla obcego rządu, ktoś bardziej nerwowy może nazwałby to zdradą, ja ograniczę się do przytoczenia celnej opinii, że symbolem Polski nie jest krzyż, tylko biało-czerwona flaga i orzeł. Zhołdowanie ideologiczne nie może być lekarstwem na zhołdowanie gospodarcze i polityczne. Tu nie ma mniejszego zła, oba są wielkie i być może nieodwracalne. Obawiam się, że to już nie chodzi o to, czy przegramy tę walkę z marginalizacją i rozpadem państwa na „państwo fikcyjne”, że przytoczę podsłuchanego polityka. Być może. Ale gorsze jest to, że nawet nie spróbowaliśmy powalczyć. Spróbowaliśmy jedynie jakoś się w tym bajzlu urządzić. Spróbowaliśmy być cinkciarzami Europy albo przedmurzem chrześcijaństwa (chociaż od jakiegoś czasu „chrześcijaństwo” jest równie fikcyjne jak „państwo polskie”). Tego spróbowaliśmy i niech nikt nie mówi, że się nie udało. Pełen sukces: byliśmy cinkciarzami i byliśmy przedmurzem. To do cholery, czego więcej chcemy? Na co narzekamy, z czego jesteśmy niezadowoleni?

4 myśli na “Dlaczego ja, prawolewak, sprzeciwiam się PiS”

  1. Pytanie, gdzie autor tych ciekawych przemyśleń był przez ostatnie ćwierćwiecze? Czyżby uważał je za za właściwą drogę ku demokracji?Już wolę „zatrute jabłka w których nie widać i nie czuć trucizny” od jabcoka, z którego zionie siarką.Nie wiem, czy można żyć normalnie stroniąc od swojej przeszłości? Czy poznawanie owej przeszłości jest nagonką na nią?Dlaczego, gdy zaatakowano „kręgosłup świadomości narodowej”, czyli nasze dobre samopoczucie w sprawie holocaustu(Jedwabne), to było to właściwe, a gdy zaatakowano Wałęsę”mit, dobro wspólne. własność narodu”, to jest to nietakt?”Sondę” i „Misia z okienka” chcę zobaczyć nie dlatego,że PRL jest dla mnie Arkadią, ale dlatego, że przez ostatnie 25 lat kazano mi wierzyć w jedynie słuszny program gadających w telewizorze głów(czy też półgłówków). Nie wiem, czy reaktywowanie programu telewizyjnego z czasów PRL, czyli programu wartościowego(Teatr Telewizji, programy edukacyjne, naukowe,, Kabaret Starszych Panów itd.),jest czymś gorszym niż obrzucanie nas telewizyjnym gównem?”PIS to grupa ludzi pracujących dla obcego państwa”- a państwa dla których pracowano przez ostatnie 25 lat, są dla nas, Polaków, mniej obce niż Watykan, którego Papieżem był przez znaczną część nieszczęsnego XX wieku Polak? Pytań do autora nasuwa się wiele, ale Jego przemyślenia warte są dyskusji. Tylko, gdzie ona?

    1. Nie wiem co ma do tego mój pobyt przez ostatnich 25 lat gdziekolwiek. Nigdzie nie wyraziłem bezkrytycznego uznania dla rządów PO, SLD, ale także PiS albo AWS. Także nie rozumiem sensu tych pytań.
      Nigdzie też nie postuluję „stronienia od swojej przeszłości”.
      Nigdzie nie napisałem, że histeria z Jedwabnem mi się podoba.
      Dlaczego czytelnik chce oglądać Sondę – to nie moja sprawa, próbuję dociec jaki cel mają ci, którzy chcą ją emitować.
      Nigdzie nie napisałem, że obrzucanie gównem z telewizji jest lepsze niż Teatr Telewizji.
      Nigdzie nie napisałem, że praca dla obcych mocarstw innych niż Watykan mi się podoba. Nie podoba mi się żadna tego typu działalność, ale PiS pracuje akurat dla Watykanu (i po części, być może nieświadomie, również dla Rosji).
      Odnoszę wrażenie, że Rozmówca podjął dyskusję z jakimś innym tekstem niż mój powyżej.

  2. Rozmówca, zauważa, że Czcigodny Sławomirze,Twoich tak dobrych, tak dociekliwych tekstów dotyczących naszych polskich zawirowań, nigdy wcześniej nie miałem okazji czytać.
    Czy rzeczywiście podjąłem dyskusję z jakimś innym tekstem niż Twój powyżej, niech ocenią czytelnicy. Moim zmartwieniem jest to, że jakoś po Twoim ważnym tekście, tych dyskutantów nie widać, a teza, że pracując dla Watykanu PIS pracuje dla Rosji jest prawdziwym objawieniem.

    Chciałbym wierzyć, że Twój tekst jest w pełni niezależny od innych czynników niż potrzeba ekspresji intelektualnej swoich poglądów. Boję się jednak, czy to nie jest kolejne wpisywanie się w medialną histerię(Patrz wiersz Zagajewskiego, emocjonalne wystąpienie reżysera Klaty zdziwionego, że nikt go nie prześladuje(cenzuruje) itp.)Podobną histerię wyczuwam w zaplanowanej na 23 kwietnia akcji „Bez cenzury”, gdy w Oliwie, zaproszeni poeci mają pisać wiersze na gigantycznej wstędze papieru- jak mniemam, wiersze bez cugli owej tytułowej cenzury. To tylko dygresja, nie ma nic wspólnego z Twoimi przemyśleniami. Dziękuję za nie. Pozdrawiam.

    1. Dziękuję za dobre słowo, chociaż dodam, że generalnie o „polskich zawirowaniach” nie piszę prawie wcale, pomimo pokus unikam polityki, chyba że dotyka życia artystycznego.
      Dlatego już dwa razy się odniosłem w felietonach (w tym do wspomnianego wiersza Zagajewskiego) na portalu
      http://salonliteracki.pl/new/hot-spot
      W nic się nie wpisuję, to moje poglądy od wielu lat.
      Jeśli praca dla Watykanu jest na rękę Rosji, to tylko w pośredni sposób, nie stawiam tu równości.
      Akcja „bez cenzury” odbywa się od paru lat i ma charakter komercyjny. To happening promujący jedną gdańską fundację. Byłem na dwóch edycjach i straciłem zainteresowanie, impreza wydaje mi się jałowa artystycznie.

Komentarze zostały wyłączone.