Notes: lipiec – wrzesień 2015

Notes, kolejny, drugi już na tym blogu (a może nie „już” tylko „dopiero”). Notes, jak notes – wklejone niemal na żywca prywatne notatki o tomikach poetyckich i wydarzeniach. Gdzieniegdzie tylko trochę podreperowane, żeby dały się pokazać publicznie. Notuję, żeby nie zapomnieć, za dużo tego, żeby się obejść bez notatek. Publikuję, bo lubię rozmawiać i zawsze ktoś rozmawia, kiedy ja zaczynam rozmawiać. Dziękuje za czytanie i za rozmowy.

Marcin Bies, renowacja zbytków

Są słabsze i mocniejsze momenty, ale mocniejsze przeważają i czyta się dobrze. Z jakiegoś powodu (chyba jednak raczej z powodu niż bez powodu) przypomina mi Owoce noża Michała Murowanieckiego. Ja wiem, że nie ma żadnej „dykcji łódzkiej” (strach wymówić ten zwrot w ogóle, bo Łódź za to rzuca granatami), ale Bies bardziej mi się z tym kojarzy niż z „dykcją mikołowską” (naturalnie też nie ma niczego takiego, jak „dykcja mikołowska” i w ogóle tego nie napisałem!).

Bartłomiej Byrdy, Antyblogia

Krótki tomik, który nie powinien przestraszyć nawet kogoś, kto poezję czyta jedynie z powodu, że jest krótka. Autor jest na razie zalążkiem poety, ale obiecującym. To też jest „poezja o życiu” (niżej będzie o innym życiopisaniu), ale nie ma tam nachalnych wniosków, konstatacji, dramatycznego zawieszania głosu i zbędnego patosu. Raczej znajdziemy tam dość nieprzyjemne spostrzeżenia, że patos sam nas dopada, choć nie chcemy. „My”, czyli jednak ambicja na sprawy ogólniejsze. Ciekawy sygnał, warto poczekać na kolejne.

Karol Graczyk, Przełomy

Może tytuł jest znaczący – Graczyk opublikował tu najlepsze z jego wierszy, jakie miałem okazję poznać (nie, nie czytałem wszystkich, mówię o znanych mi). Przełom na razie doprowadził go na jasną stronę mocy, ale jeszcze nie na wyżyny. Czyta się przyjemnie. Jeśli ktoś lubi poezję, ale ma niechęć do niezrozumiałych wierszy, to tu znajdzie niezłe i raczej proste. Wielkiej dyskusji krytyków raczej ten tom nie wywoła, ale może zyskać czytelników.

Robert Kania, 39 haiku

Nie znam się na haiku. O nie-japońskich haiku mówią różnie, ogólnie też się czasem zastanawiam, po co komu te produkty, ale nie zawsze. Myślę, że gdybym się znał na haiku, to bym był fanem haiku Roberta Kani. Oszczędne, celne, pisane z tym rodzajem znawstwa, że nawet ktoś, kto nie jest znawcą (jak ja), widzi, że ma do czynienia ze znawcą. Przyjemność z czytania, gry z wyobraźnią, genialne chwilami skróty. Nie wiem, na ile to się ma do wymagań haiku, ale to są po prostu – bez względu na konwencję – świetne utwory.
To już drugi tomik tego autora, w którym jest znów 39 wierszy i znów ta sama fotografia na okładce. Będzie tradycja? 🙂

Michał Kozłowski, Gadane

Oto przykład wierszy, których autor jest sprawnym rzemieślnikiem (ukończył Studium Literacko Artystyczne przy UJ), ale poezja chyba nie jest jego powołaniem. To nie jest nawet tomik, jak się mawia, którego „mogłoby nie być”. Jego właściwie… i tak nie ma. To hologram poezji, trzeba wielkich starań, żeby dobudować do tego (jak napisano w posłowiu), jakąś postmodernistyczną ideologię, a tak naprawdę jest to sklejanie słów bez przyczyny i celu (a także bez skutku). Skończenie jałowe.

Michał Książek, Nauka o ptakach

To dobra wiadomość dla wszystkich: jeśli ten debiut dostał Silesiusa, to znaczy, że każdy może dostać. Zbiór jest kolejną próbą powiedzenia czegoś mądrego o życiu i świecie za pomocą wierszy. Kłopot w tym, że wiersze są słabe – Robienie kanapek do szkoły/ jest takie ontyczne./ Przez plasterek wędliny prześwituje sens,/ dokładnie jedno włókno. Pełno tam takich strzałów i niemal wszystkie zupełnie na poważnie (gdyby to był żart, to co innego. Ale nie jest). A owa mądrość życiowa? Niestety, poeta proponuje wiedzę, którą ma każdy, kto czasem czyta gazetę. Tomik jest szczery i naiwny, trudno nie nabrać sympatii do autora, ale czytać się tego nie da. Obawiam się, że mamy kolejnego kaznodzieję poetyckiego, który w głębokim zamyśleniu i wielkich słowach będzie co pewien czas „odkrywał prawdy” o tym, że np. świat jest pełen nietolerancji, ale ludzi dobrej woli jest więcej oraz tłumaczył czym jest „sens” i jak należy kochać. Z drugiej strony pisząc tak, jak „typowy polski poeta” ma szansę na niezłą karierę, stypendia i wykłady np. w USA.

Edward Pasewicz, Och, mitochondria

Nie jest to książka o mocy Pałacyku Bertolda Brechta, ale taka moc zdarza się wielu poetom tylko raz w życiu. Nie czuję się więc rozczarowany, bo Pasewicz napisał kolejny wspaniały zbiór wierszy i pomińmy, że nie dosięgnął piku, ważne że nie schodzi poniżej tenoru. Wysoki ton (nie mylić z nadętym). Nadal są to wiersze górujące nad ogromną większością „uznanej” polskiej poezji i sprawiają wielką frajdę w czytaniu.

Bogdan Prejs, biernik

Nie wiem, co z tym zrobić. Notes ma charakter prywatny, więc prywatnie – ja nie umiem czytać tych wierszy. Dawka pesymizmu (chwilami graniczącego z defetyzmem) jest w takiej sprzeczności z tym, czego szukam czytając książki, że nie jestem w stanie się odnieść. Nie mówię, że ten tomik ma jakieś wady – bo nie umiem go ocenić, po prostu nie znalazł we mnie czytelnika. Z pewnością znajdzie w kim innym, ja jestem bezradny.

Rafał Rutkowski, Chodzę spać do rzeki

Debiut, w którym młodzieńczość spotyka się z dojrzałością i wsztstko rozgrywa się na tym progu. Stąd może – z jednej strony wdzięk, a z drugiej – niespójność wierszy. Tomik sprawia wrażenie Wielkiej Próby. Ta przymiarka rodziła się przez ładnych parę lat i widać ten czas. Dostaliśmy książkę wypełnioną wątpliwościami natury „czym jest świat”, zbudowaną na inwersjach, przerzutniach i poszukiwaniu paradoksów. Dużo w niej prywatności, to słowo można rozumieć przeróżnie i większość z tych rozumień przystaje do wierszy debiutującego poety. Są więc nie tylko te prywatności, które budują „polifoniczność” w rozumieniku Leszina Koperskiego, ale i te prywatności, które są prywatnymi prywatnościami autora. Tu bym się zawahał – prywatne wnioski, że: porozmawiać przytulić i nic więcej nie chcieć/bo wcale tak wiele w życiu nie potrzeba albo: niewiedza jest prostsza i może lepsza/niż wiedza o tysiącach wysp/do których nie dojdę i nie dochodź/bo szkoda jest na bezdroża nóg – to nie są sentencje mogące zainteresować docelowych czytelników, bo docelowi czytelnicy wiedzą to wszystko od bardzo dawna i nie oczekują tego rodzaju (dość trywialnych) lekcji życia. Na szczęście przydarzają się i takie puenty: tak udało mi się uszyć marynarkę/i przeczytać z niej od mojego krawca/że ludzie to tylko ubrania i nigdy nie myślał/że potrzebują czegoś jeszcze. Znakomite. Rafale Rutkowski i jego wiersze – idźcie tą drogą.

Grzegorz Tomicki, Pocztówki legnickie

Po pierwsze – niezwykle eleganckie. Po drugie – jedna z milszych dla oka prób droczenia się z metodą Tkaczyszyna-Dyckiego, zupełnie bezpretensjonalna, z utrzymaniem zdrowego dystansu i do materii, i do własnej pracy twórczej. Szerokie pola humoru i ironicznych nawiązań nie zabierają tym wierszom ciepła, niekiedy głębszych refleksji czy wzruszeń. Chwilami nawet pewnego tragizmu, co decyduje o tym, że ich wdzięk jest zupełny, bez zarzutu. Wyjątkowo przyjemna lektura, z szerokim podłożem kulturowym, historycznym, z namysłem, z polemiką, z kontekstem, a jednocześnie bez śladu zadęcia.
Bardzo chciałem, żeby ten tomik ukazał się u nas, ale nie zawsze tak się udaje. Gratuluje Fa-artowi.

Port poetycki Wrocław (impreza Biura literackiego) w Gdańsku.

Prywatnie – spotkałem parę osób, z którymi miło było spędzić parę chwil i – gdyby Gdańsk nie był tak źle skomunikowany z Rumią – spotkałbym ich więcej, drugiego dnia po prostu nie miałem jak dojechać. A od strony literatury? Pominę. Dam za to LINK do wiersza, który zwyciężył w turnieju, wraz z uzasadnieniem werdyktu.

40 Festiwal Filmowy w Gdyni

Chyba pierwsze moje tak intensywne spotkanie z festiwalem filmowym. Najpierw pomyślałem o porównaniach z festiwalami literackimi. Na filmowym dużo większą wagę przykłada się do ubioru i fryzury. Otaczali mnie ludzie, ale znacznie więcej otaczało mnie „dress kodów” i innych zjawisk o obcej mi naturze. Nosiłem stare, nieco przetarte Levisy, trampki i jeansową kurtkę, bo tak się zwykle ubieram. Czasem miałem wrażenie, że oglądają się za mną ludzie, z takim specyficznym zapytaniem w oczach – czy to jakiś sławny reżyser-outsider w tych alternatywnych ciuchach? Na festiwalach literackich takie rzeczy nigdy mi się nie zdarzyły.
Oprócz tego obejrzałem wiele świetnych filmów, jestem jak najlepszego zdania o polskim kinie – mniej więcej od dwóch – trzech lat. A jeszcze lepsze mam zdanie o przyszłości polskiego kina. Pomimo wielu wpadek widać, z jaką determinacja twórcy walą w mur – czymkolwiek, głową, młotkiem, pinezką, nie ważne. Dobijają się do światowej jakości i dobiją się, nawet jeśli im czasem nie wychodzi. Parę moich (i nie tylko moich) wrażeń można znaleźć na portalu UG (Cinerama).