Czekanie na śmierć Różewicza

Byłem „naocznym świadkiem dyskusji” w szambie, polegała – jak to w szambie – na mieszaniu smrodów. Szambem jest pewne forum para-literackie, rozmawiano o śmierci Różewicza (nazwy forum nie warto wymieniać, na mapach oznacza się drogi, zabudowania, rzeki, wzgórza, ale nie oznacza się szamb). Jeden z rozmówców w dość patetycznym tonie postulował żałobę. Myślę, że ton i przesadną egzaltację można mu wybaczyć – ostatecznie miał rację. Natychmiast odpowiedziano mu argumentem, że Różewicz nie był zapisany na owym szambo-forum, więc nie ma powodu, żeby szambo-forum popadało w żałobę.

Skala głupoty tego argumentu nie daje się ująć w potocznych słowach, nawet bardzo wulgarnych. Toteż nie spróbuję. Nie spróbuję też obalać argumentów, że Różewicz od dawna był stary, więc nie ma co się dziwić. Że nie ma co żałować człowieka, skoro dzieło przetrwa. Że mógł sobie już umrzeć, bo od dawna nie napisał nic „postępowego”, a i narzekał na młodych poetów, więc był passe, toteż bez sensu, że żył.

Małe gnojki, karły, kompost literatury.

Tak, Różewiczowi zdarzały się błędy (chybione opinie o współczesności poetyckiej), ale wobec zasług te błędy nie mają znaczenia. Kłopot w tym, że połowa jego adwersarzy nie czytała Różewicza, a gruba większość nie pojmuje nawet skrawka doświadczenia, o jakim pisał. Najłatwiej jest mówić o tym, czego się nie zna. Jak już się dostanie kopa od życia, to zwykle brakuje słów. Różewiczowi nie brakowało. Właśnie dlatego był wielki.

To tak na boku, a skoro już o tym co na boku, to – na drugim boku jest sprawa pokrewna. Kiedy mówi się np. „Herbert”, od razu padają trzy inne nazwiska. To samo dzieje się, kiedy wymieni się jedno z pozostałej trójki. Do znudzenia, do zmęczenia – Miłosz, Różewicz, Szymborska, Herbert. Do dziś stada domorosłych trochę-poetów (nieraz grafomanów) usiłują naśladować ich styl, z marnym powodzeniem. W tym samym czasie, nieco mniej liczni trochę-poeci (nieraz grafomani) usiłują naśladować Wirpszę, Karpowicza i np. Czycza (o ile mają świadomość istnienia tego trzeciego) – z równie marnym efektem. Wspomniana „wielka czwórka” bywa nazywana „wielkimi hamulcowymi polskiej poezji”. Tak mówią ci, którzy wierzą w postęp, a postęp miałby polegać na zastąpieniu epigoństwa wobec Herberta epigoństwem wobec Karpowicza.

Oczywiście, szczerze – z dwojga złego – popieram czkawkę karpowiczowską, jeśli miałaby wyprzeć czkawkę po sławnej „niebieskiej” LNŚ. Ale, wybaczcie, to nie jest rozmowa o „postępie”, to jest rozmowa o czkawce.

Otóż – zmierzam do konkluzji – moim zdaniem nie ma żadnych „hamulcowych”. Kocham grafomanów, dopóki nie usiłują się rozpychać i „pisać historii”. A co robi w tym czasie reszta, nie-grafomani? Biadolą, że „hamulcowi” zahamowali wszystko i mielą teraz płetwami próżnię.

Bzdura. Oni niczego nie zahamowali. Oni po prostu, najzwyczajniej w świecie – byli wielcy. Ładny paradoks? „Najzwyczajniej w świecie byli wielcy”.

Jeśli nie potraficie przełamać ich wielkości, jeśli rzeczywiście ich siła „hamowania” jest dla was nie do przejścia, to po prostu jesteście słabi. Możecie się wściekać, narzekać, lamentować, analizować, dowodzić, zaprzeczać. A tak naprawdę, dopiero wtedy pokonacie „wielkich hamulcowych”, kiedy będziecie lepszymi od nich poetami. Na razie – nie jesteście. Na razie ponosicie bohaterskie porażki w walce „o nowe”, „o lepsze” i o inne rzeczy, które wymykają wam się i przerastają was. Co gorsza, nie są ani nowe, ani lepsze.

Od dziś cała Wielka Czwórka Wielkich Hamulcowych nie żyje. Hej, gdzie jesteście, Nowe Pokolenia? Czas na was, spróbujcie zahamować tych, którzy przyjdą po was, mieć odrobinę tej mocy, co tamci czworo. Spróbujcie zatrzymać tych co po was, choćby na pięć minut. Stawiam litr polskiej wódki, że padniecie na pierwszym zakręcie.

32 myśli na “Czekanie na śmierć Różewicza”

    1. uuu, ostro. ale żeby tak od razu z atomówki walić? żeby chociaż jakiś szczał oszczegawczy…

    1. to są na moje oko przyzwoite debiuty, chociaż szału nie ma. ale ten wpis powyżej odebrałem jako ironię. życzę jednemu i drugiemu, żeby sami się kiedyś stali „hamulcowymi”, potrzebujemy wielkich poetów. ale szanse mają małe. nie widzę nikogo, kto miałby wielkie szanse.

  1. ,,Tak mówią ci, którzy wierzą w postęp, a postęp miałby polegać na zastąpieniu epigoństwa wobec Herberta epigoństwem wobec Karpowicza.”

    Sławek Płatek zaorał 3/4 (może przesadzam) polskiej poezji dzisiejszej. Flaszka należy Ci się jak psu jajca na wiosnę

    1. nie wiem, czy mam się cieszyć z tej odpowiedzi, czy smucić, ale na wszelki wypadek biorę za dobrą monetę.

  2. Bąk w salonie?

    Nieładnie pachnie relacja „naocznego świadka” z toalety, której niesławnego imienia na salonie się nie wymawia. Nieładnie, bo to i owo zostało przekręcone, o czym każdy mógłby się naocznie przekonać, gdyby dyskusja została podlinkowana. Szkoda też, że nie napisałeś, co myślisz, odwiedzając jednak tę toaletę, bo może wywiązałaby się ciekawsza dyskusja, a tak to cóż, narzuca się jedynie refleksja, że podsłuchiwanie z sąsiedniej kabiny bywa ryzykowne, bo można źle zinterpretować odgłosy.

    Tymczasem ów dyskutant z owego, cyt.: „szamba, forum para-literackiego”, który tak zbulwersował P.T. Autora, miał swoją, aczkolwiek gryząco – ironicznie wyrażoną rację, reakcję na wcale niewybaczalny pompatyczny ton założyciela wątku. Bo niby i dlaczego miałby być wybaczalny? Dlatego może, że nagle co drugi z polskich literatów i „paraliteratów” czuje się w obowiązku opowiedzieć o swoim osoibistym stosunku do Różewicza, a posty „Tadeusz Różewicz nie żyje” pojawiają się na większości tablic fejsbukowych nawet u tych, którzy od ukończenia szkół nie przeczytali ani jednego wiersza? Nawoływanie do żałoby, co miało miejsce w wątku, o który chodzi, śmierdzi kaznodziejstwem i takie posty nie są kupowane w owym „szambie”, po prostu. Szambo to nie salon, wiadomo – ale i na salonach należy wymagać szczerości intelektualnej.

    Autor ironicznej riposty wyjaśnia dość dokładnie swoje stanowisko, czego Autor felietonu już nie podsłuchał, a szkoda.
    Traktujmy się jak dorośli, nawet na stypie. Poeci może są jak dzieci, ale wstaw się za nimi, święta Czwórko, aby nie byli zdziecinniali.

    1. szanowna.
      sam sobie wybieram gdzie piszę i nic nikomu do tego. już tu było paru takich, którzy mnie przekonywali, że czegoś tam nie wolno mi pisać na blogu, że jakąś nazwę muszę wymienić itd.
      otóż nie muszę i nie widzę powodu.
      nie nazwałem tego forum toaletą, tylko szambem. nie pierwszy raz i nie bez powodu.
      nie padł w Twoim poście żaden przekonujący argument. wszystkie są demagogiczne. nie mogę więc się odnieść, bo nie ma do czego.

  3. Możesz oczywiście pisać, gdzie chcesz, żałowałam jedynie, że dyskusja nie odbywa się tam, a Twój felieton robi za chór greckich, niedosłyszących starców.

    Argument, bardzo konkretny, choć bez cytatów, aby nie zajmować metrów bieżących pod tekstem, jednak z mojej strony padł, sprecyzuję: wziąłeś ironiczną wypowiedź i przypisałeś jej wagę reprezentatywnego głosu, mimo, iż A.W., autor tejże, wyjaśnił, że nie żałoba, a wspomnienie o Różewiczu, chwila na przystanku z Jego poezją, byłaby bardziej pasującą reakcją na forum literackim, niż „okrywanie się żałobą” (czyt. długa lista muszych kropek pod każdym wątkiem o śmierci) – czemu to służy, Twoim zdaniem?
    Mnie nieodmiennie zadziwia, jak wiele osób „jednoczy się w bólu”, którego nie odczuwają, co do niektórych mam 100 % pewności. Niektórzy jednoczą się na wyścigi.

    „Liternet” okrył się żałobą”, niekiedy dotkliwą, w ciągu ostatnich 2 lat co najmniej 5-krotnie, po piszących tam, zmarłych tragicznie autorach. Szambo, jak raczyłeś nazwać miejsce, które i Ty odwiedziłeś, to faktycznie nie Panteon, kuda nam do współczującego potrząsania dłoni a co dopiero do łez – te mogą spłynąć po Różewiczu co najwyżej w pijanym widzie. Odszedł wielki poeta, ale łączenie go przez załozyciela wątku z Liternetem jest śmieszne. Wątek różewiczowski w tym momencie – tak, jak najbardziej, z wierszami. Ten z „powinnością” żałoby to krokodyle płaczki, i wszystko.

    1. z jednym się muszę zgodzić:
      „łączenie go przez załozyciela wątku z Liternetem jest śmieszne”
      rzeczywiście, jakiekolwiek skojarzenie Różewicza z miejscem, które wciąż kojarzy mi się z szambem jest jednak nietaktem.

      najbardziej zaintrygowało mnie co innego. w mojej notce (nie wiem dlaczego nazwanej felietonem, to jest po prostu notka na prywatnym blogu) jest inwektywa. kilka osób, do których nie była skierowana, wzięło ją do siebie. oczywiście nie odmawiam im tego prawa, ale zjawisko faktycznie warte przemyślenia.

      p.s. skoro jest aż takie oburzenie, to znaczy, że trafiłem. a skoro trafiłem, to może dla niektórych pyskaczy będzie to powód do refleksji, a nie jak zwykle – do odruchowego obrzucania błotem.

      1. Płatku, miernoto, nazywasz liternet, a wiec setki ludzi tam publikujacych szambem i sie dziwisz, ze reaguja? Do tego reaguja beka, bo jestes yno generatorem fejspalmow

        1. nie ludzi tylko miejsce. to raz.
          dwa – jest to miejsce dramatycznie schamiałe.
          trzy – oczywiście, można tego nie widzieć. sam kiedyś myślałem, że tam może być ciekawie.
          każdy, kto wziął inwektywę do siebie, chociaż nie był jej adresatem – powtórzę – ma okazję na chwilę refleksji. oczywiście można też zareagować agresją, niektórym bardzo odpowiada pogłębianie szamba.

  4. No cóż, skoro sobie gdybiesz, że to i owo da „niektórym” do myślenia i doprowadzi do bliżej niesprecyzowanych refleksji, to i ja sobie poteoretyzuję: Różewicz, jak wielu przed nim i zapewne wielu po nim, miałby niewygodnie w grobie, czytając tę masę tekstów „para-krytyczno-literackich”, jak i hołdy wierszowane, czego już szczęśliwie uniknie.

    Ale oto na marginesie Twojej notki mażesz „szambo” błotem.
    Jest powszechnie znanym faktem, że od lat portale literackie, szczególnie te a ambicjami unikania lub ograniczania cenzury, borykają się z trollami i atakiem agresywnych grafomanów; głosy takie jak Twój przyczyniają się jednak jedynie do unikania tych miejsc przez tych, którzy zarówno literacko, jak krytycznie mieliby coś do powiedzenia. Szkoda, bo plucie na portale, szczególnie gdy samemu się je opuściło lub omija, nie wnosi niczego poza może wyimaginowanym podziałem na mądrych i głupich, „prawdziwych” i „para”, naszych i gorszych.

    1. o, to jest głos, z którym mogę podjąć rozmowę.
      do pierwszej części: sam Różewicz kpił z jakiejś części recepcji jego pisania. jednak lepiej jest z przereklamowanym Różewiczem niż z zapomnianym Różewiczem, a to drugie nie jest wcale takie nierealne. trudno tu o zdrową równowagę.

      co do forów literackich – jestem zdania, że po prostu skończył się ich czas. odegrały dużą rolę. mniej lub bardziej moderowane – działały do niedawna jeszcze. obecnie są albo wylęgarnią grafomanii, albo szambem. liternet na początku sprawiał imponujące wrażenie. poza tym jego założyciel to sympatyczny i pomysłowy człowiek. jednak – pomimo, że koncentruje się tam „śmietanka” najbardziej radykalnych młodych twórców – nie widzę żadnego oddziaływania na jakość. komentarze są mierne, ogromna większość utworów – do niczego. internet nie kształtuje już zjawisk i chyba jest to małą stratą, że nie ma napływu, a jest odpływ. znam parę osób, które sobie odpuściły liternet z dwóch powodów: 1 – niski poziom utworów i dyskusji, 2 – wysoki poziom agresji – nie do przyjęcia.

      mój wpis powyżej wynika nie z samej dyskusji o żałobie. to podsumowuje styl tego miejsca i kierunek, w jakim zmierza. był to wpis emocjonalny, ale na spokojnie – nie widzę żadnych powodów, żeby myśleć inaczej.

      a na marginesie – obawiam się nie tyle wpływu liternetu na rzeczywistość – bo jest marginalny, co raczej tego, że rzeczywistość odbija się w liternecie. że bez liternetu to samo chamstwo wyszłoby innymi ścieżkami. to smutna konkluzja.

      tym razem pozdrawiam.

  5. Tak, rozmawiać zawsze warto, że zacytuję klasyka:

    „(…) człowiek mówił do wody
    mówił do księżyca
    do kwiatów deszczu
    mówił do ziemi
    do ptaków
    do nieba

    milczało niebo
    milczała ziemia
    jeśli usłyszał głos
    który płynął
    z ziemi wody i nieba
    to był głos drugiego człowieka”

    (z wiersza „W środku życia”, zaczynającego się zresztą pięknie: „Po końcu świata/ po śmierci/ znalazłem się w środku życia”)

    Że się zrewanżuję: z ostatnią tezą poprzedniego twojego postu zgadzam się bez zastrzeżeń, i też mnie to martwi.
    Jakkolwiek, gdy się zastanowić nad tym „z lotu ptaka”, to takie mamy czasy, i sami je stworzyliśmy. Jest to cena, jaką płaci się za afirmację wolności oraz za demokrację, jaką przyniósł przerwotny bóg Internet. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby powrotu ery braku informacji i braku wolności, musimy sobie więc jakoś z tym dać radę.

    Jednym ze sposobów jest nieodcinanie się, podejmowanie dialogu, nawet ostrego dialogu, w celu obrony racji. Masowa ucieczka intelektualistów z portali literackich nie jest metodą, skrobią sobie rzepkę na blogach, często niezauważani, zamiast powalczyć o miejsce, sposób wypowiedzi, wreszcie logikę. Jak łatwo nazwać miejsce szambem, kogoś odpadem,, cyt. „małe gnojki, karły, kompost literatury” – i jak trudno podjąć dyskusję w warunkach „pod obstrzałem”, w jakich nieustająco znajdują się portale internetowe bez moderacji 24 na dobę.

    Czego mi cholernie żal, to głosów rozsądku, celnych ripost na trollowskie zagrywki, poczucia humoru, wreszcie głosów osób o wiedzy głębszej niż przed chwilą wyguglowana – tacy dyskutanci byli jeszcze do niedawna na portalach i „się znudzili”, wybierając zwykle bezpieczny, przyjacielski, poklepujący po pleckach fejsbuk.
    Mam żal do wypowiedzi takich jak Twoja powyższa, czy np. Magdy, odżegnującej się wszędzie w podobny sposób od portali, bo takie głosy nie robią nic dobrego, po prostu.

    Akurat na liternecie jest w tej chwili paru młodych poetów, którzy za kilka lat mogą mieć wiele do powiedzenia, jak pokazał choćby wybór do Silesiusa czy Granitowej Strzały – a teraz rozpaczliwie próbują stworzyć tam mimo wszystko platformę do rozmowy. Którą nazywasz sobie szambem, a jest to jak splunięcie przez ramię.

    Kiedyś niezapomniany Roman Knap nazwał pisanie na liternecie „pisaniem na gównie”, podniosły się oczywiście głosy oburzenia, ale Roman wytłumaczył mniej więcej tak, że chodzi o pisanie, które idzie do spływu – zarówno wiersze, jak perły komentatorskie, emocje, dyskusje – wszystko to tonie w spływie, jak gówno. I wątpił – już śmiertelnie chory, a więc zrozumiałe, że wątpił – czy ma to sens.

    Wg. mnie ma. Żyjemy w czasach śmieciowych, w czasach spływu i kontaktu z brudem, i jesteśmy tych czasów żywym świadectwem. Wypieranie się rynsztoka nic nie da – większośc nas wyszła z dziejowego rynsztoka i żaden salon nas nie nobilituje, co najwyżej ośmieszy.

    Z pozdrowianiami, a jakże 🙂

    1. nadal jestem zdania, że zamiast to coś ratować, należy porzucić. nie widzę po prostu celu. szkoda i czasu, i zaangażowania. poza tym, powtórzę, literacka wartość tego, co tam wisi jest najczęściej żadna, a poziom dyskusji bardzo niski. nie chodzi tylko o chamstwo, większość komentarzy jest po prostu marnej jakości. opinie są wyssane z palca, wnioski – kulą w płot.

      nadal pojawiają się nowe osoby, których nie było, kiedy pisałem o „gnojkach” i biorą to do siebie. to doprawdy niespotykana pokora – widzieć słowo „gnojek” i odruchowo brać je do siebie. może pomoc psychologiczna jest potrzebna, natomiast – jeśli chodzi o tych, których tak nazwałem, niestety nie są dobrze piszący (chociaż znam dobrze piszących gnojków). i w ich przypadku to słowo po prostu nie jest obraźliwe.

      namawiam czytających mój wpis powyżej, żeby się zastanowili dwa razy, zanim „gnojek” wezmą do siebie. ale jeśli już się zastanowią i nadal czują się godni inwektyw, to – jak już wspominałem – nie mogę im zabronić za takich się uważać.

    2. „Masowa ucieczka intelektualistów z portali literackich nie jest metodą, skrobią sobie rzepkę na blogach, często niezauważani, zamiast powalczyć o miejsce, sposób wypowiedzi, wreszcie logikę.”
      Ciekawe zdanie. Skoro intelektualistów tam nie ma, bo masowo uciekli (dobrze, że nie wyginęli) to kto jest?:) To o logikę trzeba walczyć?

  6. Namawiam Cię, abyś próbował zrozumieć, że jeżeli wskażesz trzech gnojków, z nas, jakby na to nie patrzeć, to doprawdy nie ma różnicy, że nie wskazujesz po nazwisku.
    Przemek wyjaśnił już to dokladnie.

    Również pozostanę prz swoim zdaniu, wyrażę je lapidarnie, jak na szambo przystało: może i tam jest spływ gówna, ale po co jeszcze mazać po drzwiach.

    1. tam nie ma drzwi 😉
      powiedziałem głośno to, co wielu mówi po cichu, bo nie chcą się narazić hejterom. mi akurat nie robi to różnicy, nie boję się małych terrorystów, raczej nużą mnie. z dobrego dowcipu o sobie sam się chętnie pośmieję. ale żeby powiedzieć dobry dowcip trzeba mieć poczucie humoru, nie tylko poczucie misji.
      myślę, że paru z nich naprawdę czuje gdzieś w środku, że są mikro-hitlerkami i źle im z tym. stąd taka nerwowa reakcja. trafiłem w czuły punkt, sumienie zabolało.

  7. Chłopie,

    :Małe gnojki, karły, kompost literatury.:

    – tak gratuluje finezji w trafianiu w punkt. Powiem Ci tak, mam 21 lat, jestem uczestnikiem portalu liternet, poeta przed debiutem i konstatuję, że poziom dyskusji na liternecie jest duzo wyzszy niz Twojej kultury osobistej. Poza tym panie, znaj hierarchię. Jestes 40-letnim 3ligowym poetą, ktorego nikt nie chce czytac, bo jestes po prostu bardzo słaby, wtórny, przekalkowany do bólu. A na licie jest dużo, bardzo dużo lepszych. To nei jest przypadek, że masz juz 40 lat, pare ksiazek na koncie i nikt tego nie zauwazyl, nie docenil. To wynika z tego, ze po prostu nie rozrozniasz dobrej literatury od złej, temu psizesz jednoznacznie złą. Zrozum, ze nikt sie na Ciebie nie uwzial, a po prostu jestes slabiutki, jestes okręgówką poetycką w tym kraju. 20 lat mlodsi sa, niejednokrotnie zaczynajacy dopeiro przygode z pisaniem sa duzo lepsi. Pogodz sie z tym, ze masz braki w wiedzy, jestes slabiutkim poeta i nei odrozniasz dobrej literatury od złej. A ferowanymi tutaj przez Ciebie ocenami tylko sie pograzasz. Od lat jestes generatorem fejspalmow w srodowisku lireackim. W dodatku kawałem Chu** ktory odpierala maniane i robi biznes na poezji, robiac warszaty literackie za 200zł (!) i urzadzajac konkursiki (jeden salonu wygralem, napisalem specjalnie chujowe wiersze, zeby wam podeszly i wygralem). Jestes kpiną, Płatek.

    1. szanowny itd.
      Twój post wymagał moderacji, filtr go zatrzymał, był zbyt wulgarny. ale dopuściłem go w całości, bo jakoś potwierdza moje spostrzeżenia o „środowisku” liternetu. tacy jak Ty chcą mieć wyłączność na chamstwo, więc kiedy pozwoliłem sobie na 5 słów o takich jak Ty, poczuliście konkurencję.

      niepotrzebnie, zrobiłem wyjątek. napastliwość, nienawiść i chamstwo nadal należą do Was, nie masz powodu do niepokoju, nie zamierzam Wam tego odbierać. świadectwo o sobie dałeś powyżej.

      a teraz spokojnie, jak płaczącemu dziecku wyjaśnię Ci punkt po punkcie, dlaczego się mylisz:

      1. przeczytaj swój post, zanim wypowiesz się o mojej kulturze.
      2. poziom dyskusji na liternecie jest żaden, ale być może po kolejnych 21 latach samo to zauważysz.
      3. to nieprawda, że nikt mnie nie chce czytać, sprzedałem pełny nakład 3 swoich książek, czwarta pomimo wysokiej ceny szybko schodzi.
      4. nigdy i nigdzie nie podawałem się za wielkiego poetę. piszę bo lubię i mam czytelników.
      5. choć z drugiej strony parę osób, które cenię bardziej od Ciebie mówiło mi o moich wierszach dobre rzeczy. nie przeceniaj swoich opinii.
      6. mam zamówienia od kilkunastu autorów na recenzje. również od takich, których Wasza ekipa wysoko ocenia. widocznie oni są innego zdania o moich kompetencjach w odróżnianiu dobrej i złej literatury.
      7. debiutowałem dopiero 4 lata temu i piszę w stylu który jest poza modami. nie oczekuję „dostrzeżenia” i to moja świadoma decyzja. gdybym debiutował mając np. 23 lata, to by była zupełnie inna sytuacja.
      8. znam wielu poetów, którzy piszą – jak sądzę – lepiej ode mnie. także młodszych niż ja. nigdy mi to nie przeszkadzało i nigdy z nimi nie rywalizowałem.
      9. 200 zł. kosztuje pobyt i wyżywienie tam gdzie są warsztaty. jeśli 200 zł. uważasz za „robienie biznesu”, to mam nadzieję, że w „robieniu poezji” masz lepszą orientację i ciekawsze aspiracje.
      10. mogę czegoś nie pamiętać, ale nie przypominam sobie, żebyś wygrał jakiś nasz konkurs.

      no, naubliżałeś mi, Wielki Poeto. jak się z tym czujesz? więcej takiego szlamu tu nie wpuszczę, więc pozostaje Ci wrócić na Twoje super-forum i tam kontynuować pogłębianie szamba.

  8. Acha, od kiedy uzyles sformulowania „Małe gnojki, karły, kompost literatury.” w stosunku do splecznosci liternetu (temu mod nie chcial przepuscic? cytowalem Cie! szkoda, ze Twoj post przepuscil) nie masz prawa narzekac na obrazanie, bo tym samym zdjales ze wszystkich obowiazek, polegajacy na tym, ze czlowieka sie szanuje. Obrazasz? bedziesz obrazany i kazdy ma teraz do tego swiete prawo. Pap

    1. Mój drogi dwudziestojednolatku.
      to nie było o „społeczności”, czytaj uważniej – przytoczyłem głosy, które podsumowałem. ale jeśli odruchowo wziąłeś to do siebie, to po twoich postach tutaj – wnioskuję, że może i słusznie.

      nie obraziłem takich jak Ty, gdyż ten opis po prostu leży na Tobie jak ulał. powiedzieć o złodzieju, że jest złodziejem, to nie jest obraza. rozumiesz przykład?

      do niczego Cię to nie upoważnia. nawet, gdyby stała Ci się krzywda, to nie uprawnia Cię do własnych nadużyć. i pamiętaj, że zdążyliście na liternecie obrazić bardzo wielu ludzi. chcesz być nietykalny? nie zaczynaj.

    1. nie znam tych czasów, ale rzeczywiście jest wesoło. może ktoś otrzeźwieje, chociaż na razie jest w zaparte 🙂

    1. 😛 niezupełnie to miałem na myśli, ale rzeczywiście – „język nas poprowadził”. do właściwej konkluzji.

  9. Nie znam się na poezji, zwłaszcza nowoczesnej. Lubię co nieco z klasyki (Kochanowskiego, Norwida, Baczyńskiego), a jestem tu bo S.P. ma zbliżony do mnie gust muzyczny i – jak się okazało – podobny zmysł ironicznej obserwacji rzeczwyistości. Nie chcę się wpieprzać między wódkę a zakąskę, bo nie wiem, kto dobrze pisze, a kto nie, ale dwa spostrzeżenia:
    – wiersze Różewicza są jak dla mnie nieco drętwe, ale prawdziwy dramat to dramaty. Łopatologiczny postmodernizm w kartotece był maksymalnie sztuczny i absurdalny…
    – Przemek, który tu się wyżej wypowiada jako 21-letni poeta, dziwnie słabo operuje językiem

    1. to słabe operowanie językiem jest standardem, niestety standardy są teraz jakie są.
      wulgarność i emocjonalność tych postów może wynikać ze stanu nietrzeźwości ich autora. tego oczywiście nie wiadomo, ale jeśli był pijany to w jakimś stopniu (ale też nie do końca) usprawiedliwiałoby agresywny ton i nieporadność stylistyczną.

      o Różewicza można i należy się spierać, to inna sprawa. jeśli np. umówimy się, że w Kartotece był postmodernizm, nawet łopatologiczny, to był to rok 1957 bodajże, a wtedy w zasadzie nie było postmodernizmu. wartość prekursorska.

      pozdrawiam

  10. „Jeśli nie potraficie przełamać ich wielkości, jeśli rzeczywiście ich siła „hamowania” jest dla was nie do przejścia, to po prostu jesteście słabi.”
    A Pan przełamał?

    1. nie, oczywiście że nie. lepsi ode mnie poeci i mający większe osiągnięcia nie przełamali. taki Sosnowski na przykład wywarł ogromny wpływ, chociaż w żadnym wypadku nie mogący się równać z ową czwórką. podobnie neolingwiści.
      mój wpływ na polską poezję ogranicza się do kilku, może kilkunastu zaledwie osób, które coś tam zyskały na czytaniu moich wierszy (chyba, że o czymś nie wiem). pytanie czy ja przełamałem potęgę Miłosza i innych jest pytaniem raczej naiwnym. wydaje mi się, że nie mam takich szans. ani środowiskowo, ani czysto literacko. chociaż życie zaskakuje.
      ale i nie mam takich ambicji. mi nie przeszkadza wpływ Herberta. poza tym uważam, że „wielcy hamulcowi” to obecnie np. Sosnowski czy Honet, a nie Różewicz czy Szymborska. epigoni Honeta drepczą w miejscu, a krytyka daje im nagrody i głaszcze.

Komentarze zostały wyłączone.