Dzienniki rumskie 18

W dziennikach rumskich pojawia się od czasu do czasu taka figura retoryczna lub może frazeologizm „sklep u Grubej”. U Grubej sklep wciąż istnieje, pomimo, że to sklep jak z polskiego horroru, że Gruba jest toksyczna i że oprócz Chudej ma nową konkurencję – Fresh Market. Ale sklep jest, trzyma się głównie na libacjach, które urządzają na gzymsie chłopcy z dzielnicy.

Do Grubej nie chodzę, bo ile razy tam wejdę, ma do mnie jakieś pretensje. Nie zawsze wiem o co. Może o to, że świat jest zły albo o referendum na Krymie, w każdym razie czuję się wtedy ogólnie bezradny.

Ma jednak sklep u Grubej jedną zaletę. Bywa dość długo czynny. „Bywa”, bo nigdy nie wiadomo, do której. Jednego dnia jest całodobowy, a drugiego wisi już wywieszka, że od 6 do 22. Za tydzień znów całodobowy, ale z przerwą między 3 a 5 w nocy. Jak w dobrym thrillerze, nigdy nie wiadomo, co cię czeka pod sklepem, z Grubą nie można się nudzić. Czasem rano były na wywieszce inne godziny urzędowania niż tego samego dnia wieczorem.

Wyskoczyłem więc tak wczoraj na czuja, bo postanowiłem na podsumowanie pięknego dnia wypić piwo. Stanąłem pod sklepem, była 23.49. Wywieszka tym razem z dumą głosiła, że czynne do 24. Zamknięta krata, za nią zamknięte drzwi, za drzwiami mąż Grubej myje mopem podłogę. Pukam. Patrzy na mnie wzrokiem wkurwionego jamnika szorstkowłosego.

– Dzień dobry! – wołam szczęśliwy i szukam gotówki. Jamnik wgryza się mopem w podłogę, nie reaguje, więc ponawiam uprzejme powitanie.

– No chyba, kurwa, widać, że do północy czynne!

– No widać, toteż poproszę piwo.

– Zamknięte.

– No jak zamknięte? – Była już 23.52, pokazuję facetowi telefon z wyświetloną godziną.

– Zamknięte, kurwa, mówię że zamknięte, wont mi stąd, nic ci nie sprzedam. – I dalej mopuje podłogę. Coś tam warczy pod nosem.

– Zaraz, zaraz, nie jesteśmy na ty, macie okazję pozyskać utraconego klienta, a tu szmata ważniejsza?

– Spierdalaj!

– Że co? – Robię się wkurzony.

– Spierdalaj, bo ci jebnę! Chcesz?

Ależ mnie ucieszył. Jeśli chce mnie bić, to musi otworzyć sklep, a jak otworzy, to może i piwo sprzeda.

– No to już! – Wrzasnąłem.

– Jebnę! – I schował się za mopem. Mop też przypomina jamnika szorstkowłosego. Jakiś spisek z tymi jamnikami?

– Wychodź frajerze, chciałeś mnie pobić pajacu, no come on, panienko, spróbuj, zabawimy się! – drę się jak na hiphopowym teledysku. A gość dalej zmywa podłogę i coś bluźni, ale po cichu, może rozmawia z mopem. Mnie za to słychać pewnie na pół Rumi.

– Wychodzisz, jamnik, czy nie?

Nie wyszedł. Piwa też nie sprzedał.

Powyżej wkurwiony jamnik szorstkowłosy. Lub mop z oczami. Nie jestem pewny.

 

.

2 myśli na “Dzienniki rumskie 18”

    1. oo, zgadłem – włodarze sklepu odpisali? 🙂
      witam na blogu, dzienniki rumskie trwają. właśnie wasz sklep przeszedł do historii. historii ludzkości.

Komentarze zostały wyłączone.