Zima – chciałem napisać, a napisało mi się „zoma”. Sam nie wiem dlaczego. Taki głupi początek wpisu nie zwiastuje niczego dobrego, strach mnie obleciał wręcz, a nawet wnóż. Wielka niepewność co do losów Polski i troska o skalę korupcji. Zacząłem się nawet rozglądać, czy komuś nie rozbić krzesła na głowie z tej troski. Taka to dziwna pora roku, ta zoma.
Groza mnie więc oblatuje jak oblatywacz, czytam Stiwena Kinga, a moja maszyna do pisania drukuje coś, czego jej nie zaprogramowałem. Stiwena Kinga czytam pierwszy raz w życiu i stwierdzam, że to jednak pisanie klasy B, chociaż może jest to takie trochę ultra-B. Że jakby nieco lepsze. Groza jednak nie ustępuje. Nie ustępuje miejsca w tramwaju. Nie ustępuje w ustępie dostępu. Grozy i mroki.
Ale za to jestem w gazecie. Rumskiej, osiedlowej. Jest moja fotka, jest napisane, że jestem mieszkańcem bloku i że blok jest spółdzielczy. Bo gazeta jest spółdzielcza. Jest napisane, że groza (tfu! na psa urok!) – nie groza, tylko że wygrałem w Lęborku drugie miejsce, bo wysłałem grozę na konkurs. Znaczy – nie grozę, tylko prozę. Teraz już cała Rumia wie, że jestem poetą, czyli że nie umiem wbić gwoździa w deskę, mam nasrane w głowie i chodzę na orgie z szatanem. Groza!
Oprócz tego w Rumi po staremu. Od niedawna Rumia jednak trochę się do mnie przyznaje, to i ja jakoś vice versa. Panie w sklepach uśmiechają się, kiedy wchodzę. Ostatnio nawet pani w aptece się uśmiechnęła, co poczytuję sobie za wyjątkowe względy. Nabyłem imbir, który nie był spleśniały (nigdzie w Polsce nie ma takiego) oraz zamszowe buty, które chciałem zaimpregnować. W Rumi-Janowie w żadnym sklepie (takim z butami i takim bez butów) nie ma sprayu do impregnowania zamszu. Więc ja chodzę, a buty stoją. Pewnego dnia buty też zaczną chodzić. Beze mnie. Groza.
Czy tam obecnie:
Stiwen King – Ręka miszcza
Janusz Zajdel – Limes inferior
Patryk Chrzan – Przekazy podprogowe
Carlos Fuentes – Spalona woda