Raj na ziemi, reż. Zbigniew Kuźmiński

Jakie brzydkie chłopaki tę wojnę wygrały. Już im oczy przygasły, już im brzuchy urosły, głowy posiwiały. Jakie ładne chłopaki po wojnie urosły. Tacy smukli i prości, dumnie, szumnie radośni, jak puszczańskie sosny – śpiewała Irena Woźniacka. Dziecięciem będąc słyszałem tę piosenkę transmitowaną z Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu.

Parę lat przed tą piosenką powstał film, który poniżej recenzuję. Jakie to kino – wojenne? sensacyjne? kryminalne? post-produkcyjne? ideologiczne? historyczne?

Każde z nich. Dodajmy jeszcze wątek romantyczny, a właściwie dwa. I dodajmy, już na początku, że oglądałem z przyjemnością. Zacznę jednak od kontekstu czasów i znaczeń.

Jak na rok 1970 film jest dość zapóźniony tematycznie i realizacyjnie. 15-20 lat wcześniej byłby wstrzelony idealnie w czas i zainteresowania. Możliwe, że twórcy uznali ten styl tworzenia za swoisty standard i zrobili dzieło wedle jego kanonów. Pozornie więc mamy do czynienia z niby-wojennym obrazem. A moim zdaniem jest to klasyczny produkcyjniak, co zresztą nie rozmydla świetnej akcji.

Przyjrzyjmy się – wszystko tu jest symboliczne i dydaktyczne, łącznie z wątkiem miłosnym:

Żołnierze w jednostce (łącznie z poległym chorążym) to weterani. Wszyscy byli na wojnie. Reprezentują więc „to co stare” w nowych czasach. Są rozprzężeni, morale spada, wydajność również, choć są to świetni fachowcy (Polacy!). Działają jednak i myślą w sposób źle zorganizowany. W tym momencie pojawia się „bohater pozytywny” – młody podporucznik, który nie był na wojnie. Jest odważny, ale nie głupio – brawurowy. Doskonale wyszkolony przez władzę socjalistyczną. Ta szkoła okazuje się być lepszym przygotowaniem niż doświadczenie frontowe. Przełamuje impas i dla dobra kraju, na swoim odcinku mobilizuje ludzi do pracy. Pamiętajmy, jest już po wojnie. Chociaż więc w filmie bohaterami są żołnierze, jednak nie zajmują się walką, a pracą. Rozminowują.

Nagle wkracza „imperialistyczny szpieg” – jednostka Wehrwolfu, reprezentująca w filmie jednocześnie III Rzeszę oraz (pamiętajmy, obraz jest z roku 1970) – kapitalistyczną RFN. Próbują wysadzić fabrykę, a fabryka to symbol produkcji.

Rytm ich pracy próbuje zakłócić burżuazyjny mąciciel, jednak jego „atak” zostaje odparty.

Bohater pozytywny poświęca świetnie zapowiadający się romans z piękną urzędniczką i jedzie na kolejny odcinek pracy. Produkcja jest najważniejsza, kraj trzeba rozminować, żeby mógł produkować. Jego dziewczyna jest niepocieszona. Ze wszystkich jej mężczyzn (czterech) przeżył tylko ten jeden, ten który reprezentuje nowe czasy. I on wyjeżdża. Ale nie czas teraz na romantyczne przygody. Czy to nie jest klasyczny schemat produkcyjniaka?

Oczywiście, to przestarzałe. W tym samym 1970 roku powstała Dziura w ziemi (TU ją recenzowałem) rewidująca postawy w społeczeństwie socjalistycznym – przeniesienie akcentu z walki na pracę, wysoki realizm filmu, ucieczka od romantyzmu, ukazanie „bohatera pozytywnego” jako człowieka z wadami, teza, że „człowieka poznaje się przy pracy i przy wódce”. W Raju na ziemi przeważają reminiscencje z „okresu bohaterskiego” budowy socjalizmu.

To wszystko nie zmienia faktu, że film jest znakomity.

Wciąga od samego początku, dobrze stopniuje napięcie, wątki przeplatają się z wdziękiem. Obserwuję od jakiegoś czasu zalew filmów o snajperach, podczas gdy nie mniejszy potencjał mogą mieć filmy o saperach. Może nawet większy. Podczas scen rozbrajania ładunków, siedziałem jak na beczce prochu.

Była też szansa na doskonałego bohatera tragicznego. Przez jakiś czas los jednej z postaci zdawał się nieuchronnie zmierzać ku „greckiemu” finałowi. To jednak tylko zmyłka. Moralizatorstwo i dydaktyzm zaprzepaściły szansę na ciekawszy wątek dramatyczny.

Na tle innych podobnych (czasem lepszych) filmów – doskonałe aktorstwo. I co ostatnio okazuje się ważne – nie ma żadnych „nazistów”. Są Niemcy.

Czy aby na pewno przesłanie się zdezaktualizowało… Jest po wojnie. Główne przesłanie: walka trwa. Czy to głupie i passe? Narody, które odwołały stan walki nie wytrzymały naporu barbarzyńców. To też jedna z myśli, jakie pozostały mi po projekcji.

Cały film jest dostępny w siedmiu odcinkach na youtube (może jest też w jednym kawałku, ale ja nie znalazłem). A poniżej link, ale nie do filmu 🙂

2 myśli na “Raj na ziemi, reż. Zbigniew Kuźmiński”

  1. Dzięki za tę recenzję. Filmu wtedy, gdy powstał, nie oglądałam. Teraz spróbuję obejrzeć. Sympatycznie odbieram to, że Autor w minionym czasie dostrzega i wydobywa pozytywy.

Komentarze zostały wyłączone.