Neal Schon cz.3

Pod koniec maja ukazała się nowa płyta Journey. Typowy, amerykański pop-rock, który można podciągnąć pod modne ostatnio (za Wikipedią rośnie ta moda) określenie rock stadionowy. Ten twór jest nieco sztuczny, na stadionach świetnie wypadają też zespoły z kompletnie innych nurtów, a zaliczany do niego Boston dawał akurat bardzo mało koncertów. Ale nie o tym chciałem. Nie o tym nawet chciałem, że gitarę Schona słychać, bo ma swój styl, ani o tym, że Arnel Pineda śpiewa zauważalnie gorzej niż na poprzedniej płycie. Głos mu się łamie i jest pozbawiony siły, lotności.

Chciałem mianowicie o zupełnie innych przygodach Neala Schona. Muzycznych, nie będę mu liczył panienek, chodzi o przygody z gitarą. To znaczy o granie na gitarze, no kurde, proszę mi tu nie świntuszyć.

Grał Schon u różnych ludzi na płytach gościnnie i jest taki mianowicie problem, że w jego oficjalnej dyskografii nie są te płyty wymienione (poza udziałem we wczesnych nagraniach Santany). Nie ma nawet słowa na jego własnej stronie internetowej. Wiem, że wystąpił na dwóch świetnych płytach: Les Paul and Friends – American Made World Played w utworze I Wanna Know You (to ostatnia płyta Les Paula) oraz na albumie Paula Rodgersa, Muddy Water Blues. Gra w utworze Born Under a Bad Sign. Oba te albumy to głównie zestawy standardów rocka i bluesa. Na obu zagrało kilkunastu znakomitych gitarzystów. Oba brzmią fenomenalnie, absolutnie profesjonalna robota. Najwięcej partii do zagrania dostał Jeff Beck, o którym powiadają, że jest największym z żyjących gigantów gitary. Ale pojawia się też np. Clapton, Sambora, Shepherd, Rabin, Buddy Guy, do tego inni goście z innymi instrumentami. Pomimo różnorodności te płyty brzmią spójnie, kawał solidnego blues-rocka. To wszystko innym razem przy innych okazjach. Obecność Neala Schona w tym towarzystwie nie jest przypadkowa. Swoje zrobił i zrobił dobrze.

Schon jest także współzałożycielem grupy Bad English, która nagrała dwie pop-metalowe płyty, parę bootlegów i jeden większy przebój, „Posession” (słuchałem go namiętnie szczeniakiem będąc). Nie dotarłem do innych jego nagrań. Płyty solowe są takie sobie. Niezła, mocno elektroniczna jest I on U, wybitna – Piranha Blues, o której już pisałem.

Neal Schon pewnie będzie mi się na blogu jeszcze pojawiał, bo bardzo lubię jego granie w tych lepszych momentach. Szkoda, że miewa takie zapaści, ale szczęśliwie od czasu do czasu pokazuje, że potrafi nie tylko zarabiać kasę popeliną, ale i grać. Naprawdę, potrafi grać.

W załączeniu wspomniane I Wanna Know You z fantastycznym wokalem Beth Hart (w tle pobrzękuje Les Paul). Ta gitara na wierzchu przez cały utwór to właśnie Schon. A poniżej druga próbka – również wspomniany Born Under a Bad Sign z płyty Rodgersa. Czuje bluesa, nie?