Maszyny można pokonać, ale tylko na własnym terenie (z kim przegrał Petrucci)

Nie będzie mnie dłuższą chwilę, więc zawieszam coś, co zapewne wkurzy parę osób 🙂

Dream Theater naprodukował sporo muzyki. Trzeba im oddać sprawiedliwość – zespół pracuje zespołowo (to wcale nie tautologia). Każdy dokłada swoje 5 groszy do nakreślonej jasno idei w celu ulepszenia i realizacji. Co by więc nie mówić złego o DT – jest to najlepsza opcja, jaką ci panowie mogą stworzyć. Maksimum możliwości. A że da się lepiej, to już inna sprawa, można równie dobrze powiedzieć, że da się gorzej i zdecydowana większość grajków mieści się właśnie po tej gorszej stronie. Fakt, są dobrzy. Jednak łatwiej o ocenę, jeśli przyjrzeć się poszczególnym osobowościom muzycznym, wynajdując części składowe. Taka analiza pojawiła się już na moim blogu, opisałem Jamesa LaBrie. Dziś John Petrucci na podstawie solowych płyt.

Suspended Animation to wzorowany na Satrianim instrumentalny rock gitarowy nie przynoszący gatunkowi niczego, czego by już nie zagrano setki razy. Trudno coś więcej o tej płycie napisać. Jest dobrze zagrana, ale to naprawdę wszystko. To nawet dość dziwne, że gatunek potencjalnie wdzięczny skończył się właściwie na Passion and Warfare Vaia, a płyta, która dawno temu powinna być historią – Jeff Beck’s Guitar Shop – nadal brzmi równie aktualnie jak najnowsze produkcje i jest wzorem, szablonem dla kolejnych generacji gitarzystów. Trawestując Willy Dixona – ta roślina nie wyszła poza stadium korzeni i nieśmiałych, wątłych gałązek. Co więcej o Petruccim? Ano w sumie nic. To gracz fraktalny, matematycznie przewidywalny.

Najlepszym chyba przykładem (bo dobitnym i przejrzystym) jest wykonanie utworu Bite of the Mosquito z koncertowej płyty (choć ten kawałek jest ze studia) An Evening with John Petrucci and Jordan Rudess. Co tam właściwie jest? Dużo dźwięków. Marne echo Lotu Trzmiela (na marginesie – równie marne jak. np. Bolero z Trylogy ELP). Cała płyta przypomina granie najętych pianistów w hipermarketach lub niewyszukanych knajpach. Temat, wielokrotne przetworzenie wariacyjne na różne sposoby, pretensjonalne, przewidywalne solówki, następny utwór. A Bite of the Mosquito może sobie zrobić każdy. Naprawdę!

Wystarczy wprowadzić dużo dźwięków w interwale najczęściej sekundy małej do programu np. Anvil Studio z zachowaniem najbardziej podstawowych zasad harmoniki tonalnej (jeśli ktoś nie zna teoretycznych podstaw systemu tonalnego, to doskonale poradzi sobie intuicyjnie, bo wszyscy jesteśmy z tym osłuchani), a następnie odtworzyć w szybkim tempie przez MIDI. Efekt będzie identyczny, jakby zagrał Petrucci. We współczesnej muzyce gitarowej dochodzimy do progu, gdzie człowiek usiłuje udawać maszynę i przegra, bo procesor jest szybszy i skomponowaną w komputerze melodię można przyspieszyć tak bardzo, że dźwięki się zleją. Gitarzysta może uzyskać maksymalnie około 20 dźwięków na sekundę (w tremolo jeszcze nieco gęściej). Komputer nie ma takich ograniczeń, natomiast prawdopodobnie długo jeszcze nie będzie posiadał zdolności do tworzenia emocjonalnej warstwy gry, naturalnej artykulacji, nie będzie wyczuwał nastroju publiczności i dynamiki zespołu, jeśli gra zespół. Nie podejmie decyzji o zastosowaniu rubato, przejściu od portato do staccato, o różnicy między piano i mezzopiano na podstawie intuicji, wystroju wnętrza, wyrazu twarzy słuchacza, zapachu powietrza zza okna. To może tylko człowiek, który zupełnie dobrowolnie rezygnuje (Petrucci) z tego niewyobrażalnego potencjału po to, żeby tworzyć muzykę opartą na wykonywaniu ćwiczeń palców.

Petrucci jest o tyle rozczarowującym artystą, że jako podstawowy muzyk Dream Theater – kapeli z ambicjami na renesans artystycznego rocka – nie ma właściwie nic do zaproponowania jako muzyk. Męczące w odbiorze, mechaniczne wykonawstwo, klonowanie własnych dźwięków według przelicznika ilościowego, sztucznie rozbudowywane i komplikowane bez uzasadnienia konstrukcje utworów (nie kompozycje, a właśnie konstrukcje, spiętrzone, przekombinowane), całkowita zależność od prekursorów, brak choćby jednego istotnego pomysłu nadającego świeżość brzmieniu.

Napiszę jeszcze jeden artykuł o dwóch płytach, na których Petrucci zagrał i które uważam za znakomite. Dla równowagi i sprawiedliwości. Ale to już nie Petrucci włożył tam ducha. A tak poza tym… zresztą. Niech będą dwa linki. Jeden to „nowatorski” pomysł Petrucciego na odświeżenie pomysłu z Lotem Trzmiela

Drugi w kontekście całej płyty An Evening with John Petrucci and Jordan Rudess. Chodzi o to, jak można zagrać w duecie fortepian – gitara. Specjalnie warto się przysłuchać wirtuozowskiej grze unisono i w ogóle wykorzystaniu nieprzeciętnej techniki do zagrania wspaniałej muzyki, a nie tylko wielu dźwięków. Cieniowanie, artykulacja, dbałość o każdy drobiazg podczas gry na pełnej szybkości. Przy tym technicznie równie sprawnie (albo sprawniej) jak Petrucci.