Rzym – potwór historii

 

Jeszcze jako wspomnienie z wycieczki. Bez esejów, Herbertem nie jestem i ograniczę się paru zdjęć z Rzymu i okolic. Zwykła, komercyjna wycieczka z biura Itaka. Wspominki z krótkimi opisami lub dygresjami, treści jest mało, głównie zdjęcia. Niektóre z nich, te bardziej oficjalne wisiały w moim albumie na FB, tu będą w większości nieco inne, bo patrzyłem na te Włochy nie tylko oczami żarłoka antyku, ale i zjadacza Felliniego i paru innych. Już na początku, przy wjeździe do Rzymu zdziwiłem się: bardziej niż starożytność ucieszył mnie widok blokowisk, a gnało mnie nie tyle do Koloseum, co do metra. Bliższe są mi Noce Cabirii niż noce Juliusza Cezara.

Katakumby na sam początek wycieczki to kiepski pomysł. Po dwóch dobach w autobusie schodzi się do wielkiego grobu na godzinę i wychodzi z tej trupiarni zmarzniętym, zmęczonym i przygnębionym. Ale zaliczone. Można tam za to napotkać alternatywną wersję dialogu z Sienkiewicza. Na pytanie „dokąd idziesz panie”, Jezus odpowiada: „niedaleko, jakiś kilometr”.

CIMG2404

Ze wspomnianego metra rzymskiego zapamiętałem, że są dość ciasne perony i że wygląda jak na filmach. Przypomniał mi się reportaż jednego Niemca i jednej Amerykanki, że w Polsce jest faszyzm, bo ktoś namalował swastykę na murku. Więc, żeby był remis, to ja załączam plakat z rzymskiego metra, gdzie zobaczyłem Adolfinę i Himmlerównę.

CIMG2408

Trzeba przyznać, że poczucie humoru rozwala. A tu poniżej, pod siedzibą (zdaje się) parlamentu siedzi gość, który protestuje, jeśli dobrze pamiętam, przeciw jakiemuś zakazowi dotyczącemu przeszczepów czegoś z czegoś do czegoś. W tle widać pałac, w całym Rzymie jest dziesiątki, jeśli nie setki pałaców z przełomu XVIII i XIX w. Przez większość drugiego dnia nasza pilotka pokazywała nam te pałace, co zirytowało mnie trochę, bo w Warszawie czy Krakowie jest tego też na pęczki i wcale nie wyglądają ani gorzej, ani skromniej. Uważam ten czas za zmarnowany. Dopiero po dotarciu do Panteonu zrobiło się ciekawiej.

CIMG2422

Ten koleś na dole musiał pozować w jakimś bardzo zaniedbanym miejscu, wygląda, jakby zaraz coś miało na niego spaść. Nie wiemy, czy spadło, tego już na rzeźbie nie uwieczniono.

CIMG2456

W oficjalnym albumie załączyłem zdjęcie fontanny di Trevi. Ładna jest, choć plac wokół niej bardzo ciasny. Na tej ładniejszej fotce złapałem ujęcie, na którym jest klimatycznie i pusto, jak w scenie z La Dolce Vita. Tu poniżej widać, jak tam wygląda naprawdę. Uwaga, kąpać się nie wolno, za to wolno pić wodę, jest zdatna we wszystkich fontannach w Rzymie. Straż miejska co chwilę na kogoś gwizdała, bo ludzie próbują umoczyć to i owo. Pełno kieszonkowców, jazgot, rozpychanie. Warto jednak tam być i posiedzieć, w końcu to jednak jest TA fontanna. Podobne mieszane uczucia (ogólny burdel, brak klimatu i tłumy) miałem w Koloseum (zdjęcie niżej).

CIMG2487

CIMG2537

Włoch bez skutera to nie Włoch. Wszyscy tam na tym jeżdżą, hałas jaki przy tym generują może wykończyć po pół godzinie kogoś przyzwyczajonego do ciszy. W ogóle Rzym jest przerażająco hałaśliwym miastem, mają też znacznie mniej zakazów wjazdu niż u nas. Jeżdżą wszędzie. I wszędzie miliardy skuterów.

CIMG2493

O. A tu z okna przemawiał Mussolini. Teraz podobno już nie przemawia.

CIMG2496

usta prawdy

Usta prawdy. Tu powyżej jest zdjęcie, jak wkładam rękę w usta prawdy i daję się sfotografować. W Rzymie trudno jest zrobić nietendencyjne zdjęcie, ale są do cholery jakieś granice.  I trzeba po to stać 20 min. w kolejce. No więc jedyne zdjęcie, jak wkładam rękę w usta prawdy wygląda tak jak powyżej.

Oprócz hałasu w Rzymie jest też nie za czysto (choć też nie można powiedzieć, że jest brudno), przestrzeń jest średnio gustownie projektowana. Panuje rozpierducha. Tu wystaje blok, tam – jakiś renesansowy pomnik, obok sterczy kolumna lub dwie z czasów Kaliguli, starożytność jest w proszku. Niewiele ocalało w całości, zwykle to jest np. jedna ściana lub śmietnik, sterta kamieni, niezwykle szacownych i dystyngowanych. Resztę trzeba sobie wyobrazić. Co nie jest łatwe, kiedy ktoś właśnie jeździ skuterem po tej stercie antycznego gruzu, a obok stoi jakiś supermarket. Nawet jeśli są same zabytki, to w paskudnym nieładzie i po prostu bez klimatu.

CIMG2502

Tu widać wilczycę, która karmi, a obok kolejka następnych chętnych do karmienia, może jakieś następne wieczne miasto chcą założyć.

CIMG2519

Zresztą według najnowszych badań Remusa i Romulusa wcale nie wykarmiła wilczyca. Tak naprawdę był to (jak widać na zdjęciu poniżej) foksterier.

CIMG2521

Poniżej miasteczko Fiezole. Tam nocowaliśmy. Fajne, imprezowe centrum, wszystkie niezbędne sklepy, kawiarnie, stosunkowo wygodny hotel z miłą obsługą. Ale zdjęcie jest z najbardziej historycznej części Fiezole, położonej na górce. Późne średniowiecze. Widzieliśmy tylko jeden samochód i był to jaguar proboszcza.

CIMG2556

A to także Fiezole. Zabytkowe freski, sądząc po treści umieszczone tam na polecenie Nerona na cześć jakiejś jego brytolskiej kochanki. Historycy jeszcze nie doszli, kim mogła być Luca i komu było z nią „bene”.

CIMG2578

To poniżej, to nie jest kadr z Antonioniego, to jest taki parking w miasteczku, gdzie pilotka przywiozła nas, kazała wybiec z autobusu, przegoniła w kwadrans po starówce i zagoniła z powrotem, bo autokar zaparkował w miejscu, gdzie nie wolno parkować. Nie pamiętam więc ani nazwy miasteczka, ani w ogóle zbyt wiele z tego, co tam widziałem, a ostały mi się 3 zdjęcia i to jest jedno z nich. W ogóle cały ten wyjazd odbywał się w biegu i z wywieszonym jęzorem, do tego zwykle w skwarze powyżej 30 stopni. Słabsi i starsi ledwo wytrzymywali i po trzech dniach rzygali tym całym Rzymem.

CIMG2579

Tu widzimy mury Watykanu. Gdzie jak gdzie, ale w Rzymie od zawsze było wiadomo, że chrześcijanie mogą oberwać kamieniem, toporkiem lub dzidą. Chrześcijanie postanowili się więc zabezpieczyć, kupili sporo uzbrojenia, wynajęli Szwajcarów, którzy byli znani z tego, że potrafią nieźle przyp*****ć wrogom i zbudowali taki… murek. Odtąd chrześcijanie mogą w spokoju, przy herbatce lub kieliszku Chateau Lafite nosić w sercach dumę z tego, że byli prześladowani.

CIMG2587

Pani pilotka spytana, czy ten mur jest granicą Watykanu odpowiedziała, że w zasadzie nie, bo tu jest mur, a granica to jest coś, gdzie nic nie ma. Nasza pilotka w ogóle od czasu do czasu rzucała ciekawe spostrzeżenia, do których jeszcze wrócę. Póki co, jako ciekawostkę, dorzucę, że uznała i podawała jako fakt, że Rzym założyli uciekinierzy z Troi. Jako fakt podawała również wizytę i śmierć apostoła Piotra w Rzymie. Olejmy to, poniżej jest walec Nabuchodonozora. Z muzeów watykańskich. Być może taka była kara dla skazańców – przejechanie walcem. To zrobiło na mnie duże wrażenie. Kaplica Sykstyńska także, oryginały Giotta czy Leonarda da Vinci, to wszystko warto było zobaczyć.

CIMG2592

W muzeach watykańskich wszystkiemu oprócz Kaplicy Sykstyńskiej wolno robić zdjęcia. W katakumbach – zakaz, do tego wyłapują na podstawie podglądu w kamerach. Plac św. Piotra wygląda źle. Jest po pierwsze mniejszy niż się wydaje na zdjęciach i transmisjach TV. Po drugie bajzel, stoją jakieś urządzenia, wiata, ciężarówki, rusztowania i pełno tych idiotycznych, obrzydliwych krzesełek. Myślę że z okna bazyliki może wyglądać ładnie, ale z poziomu oczu człowieka stojącego na placu, to po prostu kawałek płaskiego terenu. Do tego sama bazylika też „ucieka” przed wrażeniem, jakie mogłaby robić, a przyczyną jest znana historia spartolenia roboty przez projektanta tej fasady, niejakiego Madernę. Ogólnie – wrażenie o wiele mniejsze niż się spodziewałem. Co innego wnętrze bazyliki. To jednak wymaga oswojenia, na co dzień nie widuje się takich gigantycznych wnętrz, do tego tak zdobnych. A o oswojeniu oczu i mózgu nie było mowy. Ciągły pośpiech, 8 godzin w upale na stojąco, nogi włażą w dupę, tłum przepycha się łokciami, ksiądz śpiewa, przewodniczka wrzeszczy i popędza. Koszmarna parodia tzw. obcowania ze sztuką.

CIMG2606

Wracając do pani pilotki – uprawiała przez całą drogę coś z pogranicza konferansjerki i kabaretu. Dowcip miała ciężki i mało lotny. Kawały o teściowej, o pierdzeniu i o odbycie. Do tego słabo z polszczyzną (choć to Polka) i z logiką. Garść cytatów pani pilotki:
„Nie mogła mieć potomków rasy męskiej”
„Nie była królową, bo nie było wtedy równouprawnienia”
„Na grobie św. Piotra, tam gdzie jest o nim napis, pochowano św. Piotra”
„Każdy chciał tu mieć choćby pięść ziemi” (myślałem, że to przejęzyczenie, ale użyła tego zwrotu trzy razy tak samo)
„Zwierzę zeszedło z góry”
„Było tu bynajmniej ośmiu papieży, każdy bynajmniej raz w roku”
„Po najmniejszej linii oporu”
„Widzimy tę kopułę po lewej stronie autobusu, dokładnie na naszej dwunastej”
Z tą „dwunastą” miała ciągłe problemy. „Dwunasta” jest dla niej tam, gdzie akurat patrzy, stąd wieczne zamieszanie w autokarze, bo patrzy gdzie indziej, pokazuje gdzie indziej, dwunasta jest gdzie indziej, a obiekt o który chodzi – jeszcze gdzie indziej. Na moją uwagę, że dwunasta jest z przodu odpowiedziała, że nie znam się na zegarku. Na koniec zmuszono nas w autokarze do obejrzenia pod rząd czterech komedii romantycznych (jedną bym czasem wytrzymał, ale kurna, cztery pod rząd?), a kiedy miałem już kompletnie zryty mózg i chciałem spać, włączyli „Rzymskie wakacje”, czyli świetny film, ale najbardziej debilnym momencie. Mój komentarz do tych historyjek jest taki:

CIMG2632

Kucharz w hotelu życzliwy, uśmiechnięty i kompetentny. Jedzenie tanie, ale smaczne i pożywne. Niektórzy narzekają, że makaron niedogotowany. No tak. W ogóle – w barze cała półka polskich piw, głównie korporacyjnych. Jedno chyba niemieckie i reszta polskie. Owszem, kupiłem tam w sklepie jedno piwo, ale włoskie. Wydałem całą nadwyżkę € na sery, oliwki, wino i pieczywo. Znalazłem rewelacyjną Barberę d’Asti w cenie 2,19. „Nasi” jednak to konserwatyści. Wieczorami siadywali na balkonach z papierosem i puszką polskiego piwa. Myślę, że chętnie by na tych balkonach rozpalili grilla, a zamiast „niedogotowanego” makaronu niejeden by chętnie zżarł golonkę.

Trafiło się jednak parę osób, z którymi w sumie można by pogadać, gdyby nas nie wykończono próbą pokazania całego Rzymu i trzech okolicznych miasteczek w ciągu pięciu dni. Byliśmy skatowani, nikomu nie chciało się gadać. Chwilami miałem głęboko gdzieś to, że jestem w prawdziwym Rzymie, o czym marzyłem – po prostu czułem się, jakby mi kazano przejść piechotą jak najszybciej duże, hałaśliwe miasto gdzieś w Polsce.

Z wad w hotelu. Wino. Sprzedawali je po 7 €. W sklepie 100 metrów od hotelu (taka ichnia Biedronka) to samo wino po 1,19 €. To jest nie tylko wtopa, to jest dowód, że ktoś nas uważał za idiotów. Pani pilotka z kierowcami zamawiali to wino do obiadu i nawet delektowali się, co zdziwiło mnie o tyle, że był to trunek raczej podły.

Z pozytywów – znaleźliśmy rewelacyjną pizzerię z kawiarnią w stylu blues-rockowym. Co prawda na pizzę czekaliśmy dwa razy dłużej niż obiecano, ale była smaczna i niedroga. Nazywa się „Stay Rebel”, Via Ostia, 27/29. Polecam.

Czy jestem zadowolony? Oczywiście, lepiej być niż nie być. To jest niezłe na wstęp, ale następny wyjazd, to już nie z Itaką, tylko samodzielnie, spokojnie, z odpowiednim czasem na spacer, nic nie robienie, na posiedzenie godzinę w Panteonie czy innym miejscu. I nigdy, ale NIGDY – nie próbujcie zobaczyć całego Rzymu w 4 dni, jak to próbowała nasza pilotka nam pokazać. Choć cały czas twierdziła, że jedno życie to za mało, żeby poznać Rzym. A potem z wywieszony językiem i obłędem w oczach poganiała – jeszcze to! jeszcze to! kurde, mało czasu, jeszcze to, to, to i to!

Na koniec zadanie dla pań: która potrafi tak zrobić z nogami? To jest bardzo seksowne.

CIMG2638

2 myśli na “Rzym – potwór historii”

  1. Nie bylem, ale chciałbym. Fascynują mnie Włochy. Ten cały miszmasz starożytności z teraźniejszą komercją chyba właśnie taki ma być. Jest w tym chaos charakterystyczny dla włoskiej mentalności: pizza, maniana, mandolina. Ale na pewno inaczej to wygląda na spokojnie, z czasem na refleksję. Własną, nie tandetnej pani przewodnik. Wróć – pani poganiacz.

Komentarze zostały wyłączone.