Na marginesie świeżo przyznanych Silesiusów rzucę parę zdań dość ogólnych, a podeprę je na dwóch szczególnych przykładach. Jak się porządnie wezmę do roboty, to może nawet na trzech. Naszło mnie tak dodatkowo po przeczytaniu recenzji mojego Bez imienia u Magdy Gałkowskiej. Że debiutanckie tomiki coś tam zwykle rozliczają. Nie, to nie jest tak. To częściowo prawda, ale druga, trzecia, ósma książka – też często coś rozlicza. Może nawet nie rzadziej niż debiutancka. Zresztą ta polemika nie ma wielkiego znaczenia, bo książka rozliczeniowa może mieć tę samą wartość literacką, co nierozliczeniowa i co? I nic. Jest za to inne zjawisko, które mnie w debiutach ciekawi znacznie bardziej:
Każdy debiut to taki prabulion, w którym pływają zaczątki potencjalnie wielkiej historii. I co, które z nich są znaczące, a które nie? Które się rozwiną, a które zanikną, bo autor nie ma po prostu takich mocy twórczych. Które warto rozwijać? Które są pułapkami? Którzy z autorów prezentują już swój docelowy styl, mogący się jedynie nieco wysublimować (tak było np. z debiutem Herberta), a którzy zaczną pisać kompletnie inaczej z upływem czasu (jak Miłosz, Przyboś)? Są opinie, że Białoszewski już nigdy nie napisał czegoś, co dorównywałoby Obrotom rzeczy. To mówimy mając rację większą albo mniejszą po czasie, po latach, czasem dekadach i wiekach. A co zrobić z nowym zupełnie tomikiem nieznanego poety? Jak go czytać? Jak rozumieć, w co inwestować (jako czytelnik, kolega, juror, komentator w sieci, recenzent w piśmie), co potępić, jak ocenić rzetelnie wartość tomu?
Można oczywiście skupić się na samych wierszach. Ale pomijając kilka nieżyciowych teorii literaturoznawczych, nie jesteśmy w stanie oderwać dzieła od kontekstu czasów, wpływów, autora. Osadzamy twórczość w realiach, intuicyjnie lub świadomie zakładamy jakiś konkretny kontekst. W tym wypadku jest to kontekst nieistniejącej przeszłości i zagadkowej przyszłości. Jedno i drugie ogniskuje się w debiutanckim tomiku z wyjątkową siłą, bo nie ma gdzie się rozproszyć. Nie ma drugiej i piątej książki, często nie ma nawet wcześniejszych publikacji, bo można zadebiutować bez tego. I co? Co dalej?
Spróbowałem w taki sposób przyjrzeć się książce Patryka Dziczka, Polowanie na malinowy śnieg. Czegóż tu nie ma! To prawdziwy prabulion. Dramat i kabaret, erotyki i wdepnięcia w kupę, rozliczenia i plany, liryka i publicystyka. Filozofia. Co wybrać, co wybrać? Jako czytelnik wybieram sobie chłodne obrazy o największej dojrzałości, charakteryzującej się dystansem do sprawy i do słowa. Takim tekstem jest pierwszy wiersz. Ale co wybiorą inni czytelnicy? A co wybierze autor? Stworzył sobie bez wątpienia ogromny wybór, zadał zagadkę, której nie rozwiąże recenzent i odbiorca. Stoi przed drugim tomikiem, który może powstać – albo nie. Może coś wyjaśnić. Albo nie. Jest z czego brać, nie tylko tematycznie, ale i stylistycznie, a nawet formalnie. Za progiem kolejnej książki czai się tzw. dojrzałość literacka, albo jej zręby. Ale może też czekać wieczny eklektyzm, mieszanie humorystycznych impresji z buntowniczością, kulturowości z prywatnością, enterozy i prozaizacji. Ja się poddaję. Autorowi kibicuję. Materiału jest dostatek.
Drugi z nich to Separatum Piotra Mosonia, którego z przyjemnością i pozytywnie zrecenzowałem na naszym portalu. Tu znów – styl jest własny, bezkompromisowy. Powiewa nieco Nową Falą (odwołania do języka mediów lub potocznego), nonszalancja zaczerpnięta z Bursy. Bazowanie na intuicji, która z jednej strony prawdopodobnie pozaświadomie prowadzi autora przez znakomite, czasem spiętrzone elipsy, a z drugiej spycha w pułapki językowe, gramatyczne, składniowe. Bezpośredniość przekazu szamocząca się pomiędzy błyskotliwą ripostą, a publicystycznym frazesem. Ekonomia słów tak zadbana we wspomnianych elipsach, gdzie indziej – zupełnie porzucona. W końcu humor, który raz – jako ironia sprawdza się znakomicie, innym razem – trywializuje, jak w przypadku ostatniego utworu. Wyzyskanie zalet może dać naprawdę wielkie rzeczy. Przyzwolenie na rozwój słabości – rozłożyć wszystko.
W końcu (jednak trzy przykłady) Izabela Fietkiewicz – Paszek, Portret niesymetryczny. Tu w przeciwieństwie do dwóch omówionych już książek mam wrażenie, że styl jest od razu, z biegu ukształtowany i całkowicie dojrzały. Jest trochę nierównomierności w ukształtowaniu wierszy, poziomym i pionowym rozmieszczeniu myśli. Jest spora rozpiętość tematyczna. Ale wszystko w granicach zachowania spójności, bez wątpienia przemyślane i zadbane. I co? I to, że jak wspomniałem nie da się oderwać autora od jego wierszy, nie w sensie osoby, a zjawiska jako całości. Znam po prostu inne wiersze Izabeli i tu już przestaje być tak prosto. Tematyka osobista zmienia się w kulturową, wiersz biały przechodzi w sonet, wszystko wciąż tak samo sprawnie, rzeczowo, choć zupełnie nie naruszając liryzmu. Ten ostatni jednak pojawia się i znika, znikający punkt. Co będzie po zderzeniu? Ten film się przecież nie kończy.
Żadna z wzmiankowanych książek nie pretendowała do tegorocznego Silesiusa (jedna wystartuje w przyszłorocznym), ten kontekst pojawił się raczej na zasadzie pobocznej refleksji, marginesowej uwagi na użytek prywatny. Chyba, że ktoś jeszcze oprócz mnie czyta tego bloga.
ja czytam 🙂 dobry tekst, a ja napisałam, ze tak wychodzi, ze często rozliczają, co nie oznacza, że to jest reguła, choć jak czytam – to mi tak po prostu wychodzi.
Separatum też przyjęłam bardzo dobrze, właściwie wręcz „organicznie”, znalazłam się w tych wierszach błyskawicznie.
Podobnie było z książką Patryka, to, co napisał weszło we mnie dość szybko, a to w tym wypadku nie jest wadą :). Zresztą miałam przyjemność mieć z Patrykiem wspólne spotkanie i zderzenie naszych wierszy – bo tak to sobie rozegraliśmy, jako pewien dialog – było ciekawym eksperymentem.
Izy książki jeszcze nie znam, ale mam nadzieję to zmienić 🙂 Z Twoją ksiązką – jak wiesz – miałam dłuższy romans, mineło kilka dobrych czytań zanim sie odnalazłam, zwłaszcza w pierwszej częsci, ale to dobrze. Nawet bardzo dobrze. Wolę nie wypowiadać się o tegorocznym werdykcie Silesiusa w kwestii debiutu, dla mnie tę nagrodę powinien dostać Michał Nowak i tyle 🙂
Nowak też był dla mnie jednym z faworytów, o werdykcie celowo przemilczam. opisałem nie tyle same książki (Piotra zrecenzowałem, Izę – obiecałem i w końcu to zrobię). raczej jakoś próbuję generalizować zjawiska. bez ambicji na ostateczne rozstrzygnięcie.
tu nie chodzi o ostateczne rozstrzygnięcia, bo one są bez sensu,a do nich są jurorzy wielkich konkursów 🙂 my rozmawiamy, czas zacząć rozmawiać o poezji, o debiutach zwłaszcza, bo o nich niewiele osób chce mówić
* od nich – miało być oczywiście 🙂
wydałem książkę w 2011 więc Silesius chyba nie mógł mnie dotknąć
tak, w rzeczy samej. ale fakt, że nie startowała w tegorocznym 🙂 celowo wybrałem takie, żeby mnie nie posądzić o jakieś tam sprawy osobiste. a za rok – drzwi otwarte 🙂 myślę, że moje zdanie w wypadku tego konkursu nie zadziała ani na plus ani minus, oni mają jakieś swoje własne.
Patryk – wszystko przed Tobą :)choć do bycia poetą wcale nagród nie trzeba i to mówię ja 😉