Jeszcze o Piszu, Radku i Bukowinie

Dwa zupełnie niezależne spostrzeżenia w uzupełnieniu wpisu o festiwalu w Piszu (dwa poniżej tego):

1. Wolna Grupa Bukowina
W pośpiechu i na gorąco pisałem relację z koncertów w Piszu i w tym bałaganie nie dołączyłem części o Bukowinie. Piękny, wzruszający, ale nie tanimi środkami – koncert. Dbałość o każdy szczegół, ale w sposób nie zwracający uwagi na szczegóły. Przypomnienie zapomnianych piosenek, powodujące, że te zapomniane brzmią jak klasyki. Świetny basista, ale ani śladu popisów. Muzyka, klimat na pierwszym miejscu. Brzmienie wciąż autentyczne, świeże, aż proszące się o zaśpiewanie po raz kolejny i każde kolejne ognisko przestaje być banałem. Zero gwiazdorzenia, koncert snuł się miękko, lekko, bez chwili nudy. Z moim wielkim podziękowaniem, że świat jaki zostawiłem za sobą paręnaście lat temu (odkładając gitarę i porzucając wyjazdy w góry) wciąż istnieje, że nie przepadł bezpowrotnie, nie skomercjalizował się, nie zgłupiał. Jest nadal i jest prawdziwy, to nie tapeta. To Wolna Grupa Bukowina.

2. Janusz Radek.
No to przesłuchałem jego wcześniejsze dokonania, jak obiecałem tutaj. Żeby nie krytykować bez wiedzy.  Otóż to produkt masowy, popkulturowy, po prostu czasem popkulturę i masowość buduje się nawiązując do ciekawych rzeczy. To nie powoduje automatycznie przyrostu jakości. Np. włączenie frazy z Bacha do piosenki discopolowej nikogo jeszcze nie zrównało z Bachem. Radek miesza się w różne rzeczy wysokich lotów, wszystko przerabia na papkę, dolewa wody i sprzedaje przypuszczalnie za spore pieniądze. Niezależnie, czy są to nowe piosenki, czy covery. Covery jednak ilustrują to szczególnie dobitnie. W zasadzie wygląda jak przysłowiowy japoński turysta, który usiłuje być wszędzie byle jak, ale koniecznie w jak największej ilości miejsc i robi fotki swoim osławionym idioten-kamera. Radek jak Halik usiłuje zajrzeć w każdą szparę i zostawić napis „byłem tu”. Przy czym „byłem tu” Halika zwykle wiążę się z ciekawą opowieścią. „Byłem tu” Radka nie wiąże się z niczym, jest nudno. Jego repertuar przypomina mieszkanie urządzone w złym guście, wypełnione kopiami obrazów i to takimi najbardziej oklepanymi. Słoneczniki, Mona Lisa, Trwałość Pamięci, wykonanymi jako wydruki masowo sprzedawane na bazarach albo kiepskiej jakości kopie. To kolekcjoner i wykonawca kiepskich kopii dzieł sprowadzonych już wcześniej do roli ikon popkultury, więc do czego można je jeszcze sprowadzić? Zalicza chyba po prostu te piosenki jak panienki, robi sobie może kolejne nacięcie nożykiem na futrynie. Jest do bólu komercyjny, płytki i pretensjonalny. Nie od dziś wiadomo, że na bazarach sprzeda się każde bezguście, a zwłaszcza jeleń na rykowisku i zbroja husarska. A także kolejne wykonanie „Dziwny jest ten świat”, „Grande Valse Brillante” i niczym nie odbiegające od reszty autorskie, czułostkowe piosenki. To co zrobił z „Dziwny jest ten świat” jest tak przerażające, że miałem ochotę walnąć czymś ciężkim w monitor. Wytrzymałem do końca, ale mam wrażenie (rzadkie, bo nie jestem z tych nawiedzonych świętobliwych), że jest to po prostu zbezczeszczenie pamięci Niemena. Łezki na twarzy, krewka na rączkach, Radek śpiewający do góry nogami w krótkich spodenkach, Boże, jakie to wzruszające. I te zduszone postękiwania, pewnie się cieszy, że „wyciągnął” wysokie tony. Szlag mnie trafił. Nie wklejam linka. Jak ktoś chce, to niech sobie sam tej szmiry poszuka.