Szybka Kolej Miejska ma chybioną nazwę. Rumia ma to do siebie, że jest o jeden przystanek za ostatnim przystankiem gdyńskim. Na tym ostatnim gdyńskim urywa się większość połączeń, parę razy musiałem przez to sterczeć na peronie Gdynia-Cisowa między 2 a 5 rano w śnieżycy, na kacu i nie mając gdzie się schować. O jeden przystanek od domu, ale to jest na tyle długi odcinek, że nocą, na kacu i w śnieżycy lepiej nie iść. Do niedawna wszystkie (rzadkie) nocne kursy szły aż do Wejherowa lub dalej, teraz zatrzymali je na Cisowej. Tak więc z imprezy np. w Sopocie muszę się urwać kawałek po północy lub szukać noclegu. Niech mi ktoś powie, że mieszkam w mieście.
Najwięcej wątpliwości wzbudza we mnie jednak epitet „szybka”. Jeśli chodzi tu o prędkość podróżowania, to od niemal 10 lat torowiska są rozkopane „na Euro”. Euro w Gdańsku już było dawno, ale oni się wciąż na to przygotowują. Podobno były plany, żeby odnowić 70% taboru, skończyło się na dwóch składach. Jadąc do Gdańska nigdy nie wiem, czy pojadę normalnie 50 minut, czy np. półtorej godziny. A połączenia są na tyle rzadko, że szkoda mi czasu, żeby „na wszelki wypadek” jechać wcześniejszym. Potem stoi się np. 20 min. w polu i dzwoni w umówione miejsca „słuchaj, trochę się spóźnię”. Stąd się naprawdę cholernie trudno wydostać.
Jestem zdania, że remonty nie skończą się nigdy, wiem że to odważna teza, ale dlaczego niby miałoby być normalnie? Będziemy już na wieczność mieli tymczasowe rozkłady jazdy z naniesionymi tymczasowymi poprawkami i tych rozkładów i tak nikt się nie będzie trzymać. Za to bilety podrożały. To zresztą też raczej nigdy się nie skończy, no bo niby czemu? Każdy spadek jakości musi skutkować podwyżką cen za usługę, na tym polega zdrowa ekonomia. O takich „duperelach” jak wyłączone ogrzewanie przez całą godzinną podróż (na zewnątrz -10), albo włączone (wewnątrz +40), nie ma co gadać, w końcu dopiero co skończyła się II wojna światowa i takich pociągów jak w filmie SF „Pociąg” (z 1959) jeszcze nie wymyślono. Są tylko takie jak w filmie „Prawo i pięść”.
SKM jednak czasami jest faktycznie szybka. Otóż zdarza jej się nie tylko odjechać z opóźnieniem, co jeszcze jest znośne, ale też odjechać przed czasem. To jest znacznie gorsze, bo oznacza co najmniej pół godziny czekania na następną. I jeszcze większe spóźnienie w miejscu docelowym. Kiedyś wnerwiony zatelefonowałem na (58) 721-21-70. Zanim przebrnąłem przez automat infolinii, nie było już widać składu, który mi „uciekł”, a godzina zrobiła się mniej więcej prawidłowa. Odezwał się jakiś facet mocno znudzonym tonem. Informuję go, że pociąg odjechał za wcześnie.
– Nie odjechał
– Jak nie odjechał, skoro jest niecała minuta po planowej, a jego już nawet nie widać?
– Nie odjechał za wcześnie.
– Odjechał o 15.56, a miał odjechać o 15.58.
– A skąd pan wie?
– A stąd, że o 15.56 byłem na wiadukcie i widziałem jak rusza.
– Nie widział pan.
– Czy pan robi ze mnie idiotę? Że miałem halucynacje?
– Nie odjechał za wcześnie.
– Przecież kurwa widziałem.
– Nie widział pan.
– Proszę pana nazwisko, złożę skargę, jak już gra pan w takie klocki, to ja pogram z panem.
– Nie podam panu nazwiska, co pan by jeszcze chciał?
– Nazwisko, albo sam znajdę.
– Ja jestem zajęty co mi pan głowę zawraca.
– Pan się za dużo Barei naoglądał, już nie chodzi o odjazd przed czasem, ale o pana chamstwo. Jest pan w pracy i nie wolno panu robić idiotów z petentów. Jak pan nie poda nazwiska to i tak pana znajdę.
Nie podał. Ale znajdę go i zrobię szkolenie z obsługi klienta.
Poza tym w Rumi dziś ładna pogoda. Nie mogę wyjść ze zdumienia. Ale mogę wyjść z domu. Rumio, na Twych bagnach dzięcięlina pała, zapałam wraz z nią.
Czytam obecnie
Piotr Gajda – Demoludy (nadal)
Raymond Franz – Kryzys sumienia
Wojciech Wencel – Wiersze (debiut)
Pomosty – Dolnośląski Rocznik Literacki, SPP Wrocław