Dzwony Bazylei

 

Świat, czytelniku, jest źle zbudowany, jak źle jest zbudowana, według ciebie, moja książka. (…) Jeżeli choć trochę zachęciłem cię do tego, możesz podrzeć tę książczynę z lekceważeniem, co mi tam!

Po takich słowach Louisa Aragona trudno oprzeć się wizji darcia książki. Trzymam ją w ręce, a autor pisze do mnie: podrzyj.

Aragon porzuciwszy surrealizm (słomiana estetyka – pali się jasno, ale krótko i nie ma do czego wracać) poszedł w sprawy znacznie trwalsze, mianowicie społeczeństwo i rewolucja. Nie było jeszcze Stalina, łagrów, Lenin był po prostu działaczem robotniczym. Później, już po Katyniu, Stalinie, mordach sądowych itd, postanowiono w Polsce ratować komunizm, zwłaszcza jego internacjonalną stronę i przetłumaczono Aragona. Lektura obowiązkowa świadomego społeczeństwa socjalistycznego. Może były na to jakieś abonamenty w zakładach pracy? Niewiele widziałem domów, w których na półce nie stałby cały cykl Świat rzeczywisty, cztery książki w intrygujących, łaciatych obwolutach. Miałem kilka lat i wiedziałem, że je kiedyś przeczytam. Nie miałem zamiaru ich czytać, miałem po prostu przeświadczenie. Może z tego właśnie powodu minęło trzydzieści lat, a ja znałem Aragona wciąż tylko z krótkiego biogramu i paru wczesnych wierszy.

Kiedy w końcu podjąłem wcale niełatwą, bo obłożoną jakimś tabu decyzję i postanowiłem cykl Aragona przeczytać, nie mogłem znaleźć kolekcji w tym miejscu, gdzie zawsze stała. Matka przypomniała mi po namyśle, że wiele lat temu wszystkie cztery podarłem i wyrzuciłem na śmieci, choć zupełnie bez związku z tym czy były „źle zbudowane” (jak rzekł sam Aragon), czy nie.

Jedna z ideologii, którym ulegałem szczenięciem będąc, wymagała właśnie darcia książek. Ideologia równie gwałtowna i drastyczna, jak wierzenia anarchistów opisanych w podartej powieści. Coś (nie wiem właściwie co) zatoczyło kółko i wróciło pogryźć własny ogon. Komunistyczną powieść zniszczono w akcie innej, równie głupiej rewolucji, a ów niszczyciel sam obecnie pisze książki.

Świat, czytelniku, jest źle zbudowany, jak źle jest zbudowana, według ciebie, moja książka. (…) Jeżeli choć trochę zachęciłem cię do tego, możesz podrzeć tę książczynę z lekceważeniem, co mi tam!

Dzwony Bazylei wypożyczyłem w bibliotece. Rzeczywiście, autor nie tylko wyprorokował darcie powieści, którego dokonałem, ale i jej odbiór – trudno nie zauważyć, że jest „źle zbudowana”. Jednak jeszcze coś przykuło moją uwagę. Katarzyna Simonidze zmierza właśnie do domu państwa Bataille, przekonana, że zaproszą ją do trójkąta. Tu odkrywam, że 3/4 kartki zostało wyrwane. Nieregularna, postrzępiona dziura. Nie wiem, do czego doszło u państwa Bataille i nie wiem, czy chcę wiedzieć. Lubię czasem czegoś nie wiedzieć. Ale dlaczego wydarto tylko jedną kartkę i to nie całą? Czy ktoś właśnie w ten sposób zrozumiał darcie książki, które sugerował autor? Właśnie w tym perwersyjnym momencie? A może kolejny rewolucjonista rzucił się z pasją na powieść i „darł”, aż mu się pasja wyczerpała?

Cóż, jakie czasy, taka rewolucja.