Dzienniki rumskie 3

 

Rumia, środa. Około 10 rano, jak każdego dnia, jeden z moich sąsiadów przeżywa dojmujący stres. Wynika jak sądzę z niezaspokojenia jakiejś potrzeby lub z szeregu nieszczęśliwych zdarzeń, następujących codziennie o tej samej porze. Po ścianach działowych i konstrukcyjnych, po rurach, prętach zbrojeniowych, w napiętym powietrzu kawalerek – roznosi się jak dalekie wycie kojota na stepie – kurrrrrwwwwaaaaaaa…

Prawdopodobnie ów głos wołającego na puszczy nie przynosi efektu. Żadna kurwa się nie zjawia, więc po chwili wołanie się powtarza, wyrazistym, tenorowym growlem – kurrrrrrwwwwaaaa! I znów bez efektu. Więc coraz głośniej, może jakaś usłyszy – k… !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Przypomina mi się wówczas scena z filmu 07 zgłoś się. Porucznik Jaszczuk usiłuje dogadać się z kimś telefonicznie, drze się jak stare prześcieradło, bo ludzie mają zwyczaj drzeć ryja do telefonów, a w tamtych czasach jakość połączeń była kompromitująca, więc tym bardziej się drze. Borewicz pyta asystentkę – z kim on rozmawia? – Ze Szczecinem. – To nie może zadzwonić?

O tym samym myślę, czy mój sąsiad nie może zadzwonić, jeśli chce „kurwę”. Ale on ufa w nośność swojego wrzasku. Krzyczy coraz głośniej. Aż w końcu dobiega mnie jeszcze głośniejsze „ja pierdolęęęęę!!!”. Więc jednak. Skoro twierdzi, że pierdoli, to znaczy, że jakaś przyjechała. Może nawet ze Szczecina.