Tak, wiem – nie dopisuje się poetom ciągów dalszych do wierszy… Ale chodził za mną ostatnio wiersz Stanisława Balińskiego Wiśnie. I tak chodził, aż po głowie zaczęła się tłuc jeszcze jedna strofa. Bo przecież wiśnie zawsze mogą mieć swój ciąg dalszy w postaci nalewki. Więc przeczytajcie wiersz zapomnianego skamandryty – Stanisława Balińskiego. I wspomnijcie, że Skamader to nie tylko Tuwim, Słonimski, Wierzyński, Iwaszkiewicz i Lechoń. Na początek Baliński (jeśli ktoś zgadza się z tezą z pierwszego zdania, ciągu dalszego można nie czytać):
Wiśnie
Kiedy u nas na Litwie
Pierwsza wiśnia zakwitnie,
Pierwsza wiśnia jak płatek marzenia,
Spotykamy się z sobą,
Ze mną ty, a ja z tobą,
Zakochani z pierwszego wejrzenia.
Kiedy potem na drzewach
Pierwsza wiśnia dojrzewa,
Pierwsza wiśnia czerwona i wonna,
To mówimy do siebie,
Do mnie ty, ja do ciebie,
Że ta miłość już będzie dozgonna.
A gdy wreszcie w ogrodzie
Pora wiśni przechodzi,
Razem z nią pryska miłość kapryśnie,
Więc żegnamy się z sobą,
Ze mną ty, a ja z tobą,
A na drogę weź koszyk. To – wiśnie.
(Stanisław Baliński)
I mój „suplement”…
Ale przecież z tych wiśni
Coś nam jeszcze się przyśni.
Nastawiamy nalewkę w purpurze.
Znów wracamy do siebie,
Do mnie ty, ja do ciebie.
Upijamy się sobą na dłużej.