proszę mi uciąć trzy metry

Wśród wielu dziwnych książek, które stoją na moich półkach jest też cała seria „rozmówek”. Te małe książeczki pochodzą głównie z lat 70. ubiegłego wieku (ciągle jeszcze, pomimo, że to już piętnasty rok kolejnego stulecia, dziwię się, że wiek XX jest minionym), z czasów, kiedy nawet najmniejsze podróże były czymś egzotycznym, wymarzonym, niemal niedościgłym. Tym młodszym przypomnę, że paszportu nie trzymało się w domu, tylko za każdym razem trzeba było przejść długą procedurę jego wydania, bez żadnej gwarancji, że bój zakończy się powodzeniem. A „na dowód” to w okresach odwilży można było sobie pojechać do NRD… Co też było wyprawą godną zazdrości. Bo to i buty „Salamander” i flamastry i nawet czekoladę (po niemiecku „schokolade”) bez kartek można było przywieźć. Nic więc może dziwnego, że w dziełach pod tytułem „rozmówki” rozdziały poświęcone zakupom (po turecku „alışveriş”), miarom (po włosku „misurare”) i wagom (wedle rozmówek niderlandzkich „gewicht”) zajmują wyjątkowo dużo miejsca. Więcej nawet niż „zagadnienia ekonomiczne, społeczne i polityczne” (po rumuńsku „chestiuni economice, sociale si politice”). Tak więc marząc, na przykład, o wyjeździe nad Balaton można było opanować niezbędne słowa i zwroty, jak choćby ” kérem, megvágott három méter”… Bo czy można udawać się w świat nie wiedząc jak powiedzieć „proszę mi uciąć trzy metry”?

rozmowki

Dodaj komentarz