„to zagłębianie się… to zapadnięcie się”

Niedawno ktoś zapytał mnie czy lubię Witkacego… No i miałam duży problem z odpowiedzią, bo to trochę tak jakby zapytać mnie czy lubię swoją wątrobę, albo fakt, że woda jest mokra. Od bardzo dawna jestem przesiąknięta Witkacym. Sama nawet nie wiem od kiedy. Wiem natomiast, że jeszcze bardziej wsiąkłam w witkacowskiego demona kilkanaście lat temu, kiedy dzięki moim przyjaciołom – Joasi i Ozikowi – odkryłam zakopiański Teatr jego imienia. Zakochałam się w tym miejscu i, przede wszystkim, w tych ludziach. Niedawno wróciłam z kolejnych, 29., urodzin Teatru. Z niedosytem, bo tylko 2 dni, ale szczęśliwa, że znów udało się tam być. Mogłabym opowiadać o spektaklach, koncertach, niespodziankach, ale to by były tylko słowa. Niestety, chyba nie umiem przekazać tu tej iskry szaleństwa, połączonego z niezwykłym otwarciem na ludzi. Ogromnego talentu ludzi tworzących Teatr z niezwykłą pokorą i brakiem gwiazdorstwa. I z jednej strony żal, ze tak do nich daleko, że za każdym razem to wyprawa, a z drugiej, wiem, że nie dałoby się przenieść ich w żadne inne miejsce. Bo przecież:

Istnieje bowiem zakopiański wymiar psychiczny
Tak niedostępny dla duchowego cepra
Jak niedostępny jest wymiar siódmy
Dla istoty w sześciu tylko wymiarach żyjącej.

(Witkacy)

teatr

Dodaj komentarz