barbarzyńca w jaskini

Wróciłam do „Barbarzyńcy w ogrodzie”… Dla mnie to jedna z najbardziej niezwykłych książek o podróżach. Fascynujący sposób patrzenia na świat, jego opisywanie – Herbert nie upiera się, żeby zobaczyć wszystko, starannie wybiera, a potem smakuje, chłonie. Najważniejsze dla niego są wytwory człowieka, fenomeny kultury, a nie natury. Pewnie nie zachwyciłaby go pierwotna dżungla, ale pielgrzymuje do antycznych ruin czy gotyckiej katedry. A jednocześnie potrafi zatrzymać się delektując się winem w przydrożnej knajpce, urodą kelnerki… Bardzo mi jest to bliskie, oczywiście, zamiast pięknej Włoszki o „etruskich oczach” wolałabym przystojnego kelnera 😉
Herbert opisuje wiele niezwykłych miejsc, ale zobaczenia jednego naprawdę mu zazdroszczę – Lascaux. Wejść tam, zobaczyć, poczuć. Rysunki zwierząt sprzed 15 tysięcy lat… Czym wobec takiej perspektywy jest nasze tu i teraz? I pomyśleć, że w zasadzie żadnych szans, od lat nikt poza naukowcami nie ma tam wstępu. Oddychamy, pocimy się, a bezczelni poeci, jak André Breton, usiłują dotknąć…

Dodaj komentarz