to nie jest tak, że zawsze kiedy nam smutno to siedzimy i płaczemy. jest taki rodzaj smutku, który zatyka od środka wszystkie pory emocji, kamufluje się i nakazuje nam być w ciągłym ruchu. mówi nam po cichu: jeśli siądziesz choć na chwilę, to ja odpalę dynamit i zniszczę cię w trzy dni. i nie wiadomo czy kiedykolwiek się odbudujesz. więc biegamy, żyjemy na 150 % i wyrabiamy nadnormę, tak jakby nie warto było oszczędzać się na starość.
cóż zresztą jest starość. to stan umysłu i zniewolenia fizycznego, w jakim popaść można stosunkowo dość wcześnie, a tego chcemy uniknąć ponad wszystko. wolimy umrzeć młodo i pięknie niż dożyć starości, która kojarzy się na ogół z bezradnością i beznadziejnością. wróćmy jednak do smutku.
współczesny świat nie zezwala na smutek. nie ma społecznej zgody na marudzenie i melancholię. może na wszystkich świętych ale nie w środku lata i nie w środku miasta. poeci od lat kombinują, jak zgrabnie ukryć smutek w wierszach, żeby nie ośmieszać swojego profesjonalizmu. profesjonalny poeta ma do wszystkiego dystans; do swoich wytworów, do swojego życia, do swojego smutku.
tak więc cieszmy się życiem, śmiejmy się głośno, pijmy i drzyjmy się gromadnie w niebo. może spadnie deszcz i wolno nam będzie płakać.